- pisane jesienią 1983
1. x x x (Przez okno szpitalne)
2. MAGAZYNIER
3. FURMAN
4. GÓRNIK
5. STOLARZ
6. DZIADEK
7. ŻONKOŚ
8. KOLIBEREK
9. GULIWER
10. OGRODNIK
11. KOSIARZ
12. INŻYNIER
13. CZŁOWIEK
14. ROLNIK
15. SALA NR 7
* * *
x x x (Przez okno szpitalne)
przez okno szpitalne sali nr 7
jesienią
widać świat podzielony horyzontem
na brudny błękit i brudną zieleń
na ciepłą nijakość i wietrzną pustkę
wróble skaczą po balustradzie pustego tarasu
świadome zaledwie fragmentów jego szarości
a słońce
wciąż próbuje nas oszukiwać
i świat w jego promieniach rzeczywiście wygląda piękniej
jakby siostry dokładnie wyszorowały
wszystkie jego zakamarki
nawet szkoła życia
dla wróbla który połknął 60 tabletek
wydaje się znośniejsza
pomieszałeś Boski Malarzu
wszystkie odcienie zieleni
pędzel Twój coraz częściej sięga po purpurę
czerwone dachy kamieniczek wadowickich
kpią z reguł kompozycji i równowagi
wynika stąd jasno że krajobraz za oknem
a więc i świat
a po nim nasze życie
są tylko gorzką drwiną
z wszelkich reguł
ideały przemijają jak chwile wróbli
bezpowrotnie
ale wróblom manna spada z nieba
o - tam za oknem - widzisz?
a przecież i nasza śmierć
jest tylko zabawnie zarumienionym komplementem
wypowiedzianym przez kogoś kto ufa
do kogoś kto usiłuje wierzyć
nie
krajobraz za szpitalnym oknem niczym nie różni się od innych
bo Natchniony Malarz
pomieszał wszystkie odcienie zieleni, purpury i brązu
srebrną siwiznę skroni
zatrzymując na koniec
który przychodzi codziennie
*
GÓRNIK
tam na dole z chciwą łopatą w ręku
na pokładzie czarnego dobrobytu
i czarnego chleba
jakieś 1000 metrów bliżej sedna ziemi
czuje się potrzebny
jak w domu
pod słońcem
A tu?
- w sali nr 7
porą posiłków szukał własnej ściany
rozpoczynał swoją wielką
rolę w teatrze życia w zwolnionym tempie
- proszę leżeć, przyniosę
podam
po wielekroć przekraczając nasz próg
każdym nieśmiałym gestem i słowem
starał się urobić jak najwięcej
okruchów czarnego dobra
żeby nim ogrzać nas
skostniałych
zmarzniętych
którym tej życzliwości najbardziej było trzeba
*
MAGAZYNIER
Nikt z nas nie zaglądał
pod jego prześcieradło
a tam jak w rupieciarni
nawet pająki się uśmiechały
kiedy wpychał następną celną myśl
między wskazówki
chytrus jeden
zafajdany liczygrosz
dobrze dobrze
przyjdą lata chude
będzie jak znalazł
a myśmy kosztowali herbaty z sokiem malinowym
i
podkradali plasterki ostrożności
spomiędzy warstw czerstwego rozsądku
wtykając szprychy banałów
w sterty niedomówień
oczy mu się śmiały
kiedy nam wydzielał
z zatłuszczonego papieru
kawałki szczerości
w moim świecie
byłby magazynierem tajemnic
pewnie by ich nie utrzymał
ale byłby szczęśliwy
*
FURMAN
na razie wozi kolorowe sny
na drugą stronę własnej niemocy
tam już czekają bułane konie
w stajni oplecionej dzikim winem
rżą co chwila
czekając ręki gospodarza
który wtulając głowę w poduszkę
podchodzi do wozu czarnego od węgla
z tym swoim niepewnym
i ciepłym uśmiechem
trzymając się prawą ręką za serce
kłuje
we śnie przewraca się na drugi bok
*
STOLARZ
niestępione dłuto
niewycięte okno
- kur... żesz ty
niedomknięta radość
niesprzątnięty ranek
- szlag by ...
nagle coś strzeliło
jak wyschnięta deska
- uuuh!
był wtedy jeszcze bardzo młody
gdy pojął że odtąd jego mięśnie
napinać będzie ręka losu
a zwalniać rwący ból
spływający razem z wiórami przekleństw
na podłogę
mijały kształty
zmieniały się zapachy
tańczyły słoje
uparcie ściskał hebel nadziei
jak jakąś starą szmatę
lecz mu go wydarł
czterdziesty trzeci sierpień
za wcześnie
- cholera jasna!
znowu i znowu
trzeba zaczynać starania
o własny dom warsztat
spokojną starość
- O Jezu!
*
DZIADEK
w nim już była
ta biała pani
a syna to ma na gospodarce
a synowa kobieta jak się patrzy
a gadzinę to kto nakarmi?
koniecznie chciał wyjść z naszej sali
już - zaraz - na własne żądanie
nie był wcale najstarszym z nas
a nazywaliśmy go dziadkiem
bo był jak gderliwa
stara baba
lecz kiedy go wypisywali
nagle zrobiło mu się żal
- zwyczajnie -
jak staremu człowiekowi
który zdążył się już przyzwyczaić
starość
ma takie białe włosy
*
ŻONKOŚ
w cywilu żigolak
na sali bąk i truteń
taki już jest
natura ciągnie wilka do wilczycy
ręką z obrączką usiłuje objąć
coraz to inną siostrę
nigdy nie będzie skałą
co najwyżej kamieniem
wrzuconym do czyjegoś ogródka
dopóki go nie wyrzucą w diabły
ale
nie lata wysoko
więc pewnie jaskółkom
krzywdy nie zrobi
*
KOLIBEREK
fruwał po naszej sali z kąta w kąt
siadał na oparciach łóżek
na szafkach, parapetach
i śpiewał
o życiu w gąszczu wadowickich układzików
maleńkich jak on sam
pogodnych jak to dzielne miasto
fruwając siadając nawet jedząc i śpiąc
tańczył taniec tułowia
obarczonego ponad siły
dopiero późną nocą zasypiał na sąsiednim łóżku
zostawiając dla mnie na rano
okruchy poprzedniego dnia
na codzień jest poważnym ślusarzem
i pewnie by się gniewał
za tego koliberka
*
GULIWER
leży gruby i ciężki
na zbyt krótkim łóżku
- Proszę?
cicho i spokojnie unosi głowę z poduszki
i patrzy na nas krowimi oczami
- Mhm?
niektórzy go obchodzą z daleka
innych denerwuje
- Tak?
nic o nim nie wiem
nawet nie chcę wiedzieć
wystarczy przecież że
sympatyczny jest ten gruby
*
OGRODNIK
to nie był duży ogrodnik
ot taki sobie
na swoją roczyńską skalę
na interesach też znał się średnio
lecz umiał cierpliwie miesiącami
lepić z czarnej ziemi
dojrzałe banie pomidorów
wesołe języki sałaty
grube i sprośne ogórki
tylko własnego życia ulepić nie potrafił
ciągle mu się rozsypywało
na drobne grudki bólu
serdecznie się z nami żegnając
szepnął
- Pewnie niedługo do was wrócę
na razie cieszy oczy
swoimi małymi szklarniami
*
KOSIARZ
był szewcem rybakiem pszczelarzem kierowcą
Bóg jeden wie kim jeszcze byłby
gdyby ta kosa zakręciła wtedy
w inną stronę
w domu czekało pięcioro małych
odwiedzała go jego kobieta
miała we włosach srebrną troskę
na nim zbudowała swój świat
który teraz się kruszył
więc cała już była Troską i tarczą
głos miał tubalny ostry
jak ta przeklęta stal
bronił się walczył
lecz serce
kiedy powrócił do nas z R-ki
wszyscy poczuliśmy się silniejsi
tą jego wygraną z losem
o miejsce w naszej sali
o miejsce we własnym domu
z kobietą-troską i dzieciakami
*
INŻYNIER
i to nie byle jaki
przedwojenny
lecz w Polsce AD 1983
czuł się niepewnie
i bał się
nazywać to można różnie
delikatnością ostrożnością wdziękiem
a to był zwykły strach
że jeszcze raz
jak tyle razy
usiłował z tym walczyć
ćwicząc codziennie w rytm fachowych podpowiedzi
stopy ręce głowa oddech
raz dwa trzy
był chory
na przedwojenne wykształcenie
to gorsze niż nadmiar żółci
to gorsze niż wszelki nadmiar
to brak
starość obdarowała cię głuchotą
inżynierze
podziękuj jej za ten dar
*
CZŁOWIEK
wyglądał jak zasuszony liść
który wypadł Bogu
spomiędzy stronic Biblii
przez jeden z tych cudownych przypadków
z których utkane jest nasze życie
oczy jasne jakby świeciły
w najciemniejszym kącie sali
to możliwe?
potrafił
cieszyćł się jak dziecko
każdą chwilą drobiazgiem
no cóż
niedługo
cóż człowiek
święty po ludzku
szkoda że nie pociągnął mnie
za sobą w ten jego świat
może tam jednak za nim trafię
*
ROLNIK
nawet gdy leży
jego prawa ręka zatacza
szerokie spokojne kręgi
właśnie idzie po polu
z płótnem wypełnionym ziarnem
głowa jego kreśli krzyż na nieboskłonie
potem kosi wiąże zboże w snopy
pochyla się nad każdym uronionym kłoskiem
musi jeszcze zwieźć i wymłócić
będzie chleb
potem pole na nowo zaorze
posypie nawozem
i zaczeka na zimę
choćbyśmy wszyscy potracili sensy
i pogubili kolejność rzeczy
on jeden zapamięta
kto wie
może dlatego
właśnie on jest najważniejszy
*
SALA NR 7
zapamiętajcie dobrze ten numer
kiedy nie uda się wam kolejny żart
fiksacja na tle
albo po prostu życie odstawi na boczny tor
wózek z bijącym sercem
sam znajdzie drogę
przywita was uśmiech magazyniera
stolarz was opieprzy
górnik poda zbyt słoną zupę
a furman podsypie wam owsa
wieczność umknie szpitalnymi korytarzami
i tylko echo jej kroków
złoży ostatnią wizytę waszej śmiertelności
by wyschnąć na czole
kropelkami potu - chlebem codziennym
dla tamtych
całe życie zarabiających
na starość
ale oni zwykłym rzeczy porządkiem
powrócą kiedyś do domów
wy zajmiecie ich miejsca
będziecie mogli zastąpić
górnika przy ścianie życzliwości
ogrodnika w szklarni
ślusarza na oparciu łóżka
będziecie mogli wybrać
między przekleństwami stolarza
grzechami inżyniera
a świętością człowieka
między zdradami żonkosia
wiernością furmana
i cierpliwością żony troski
zresztą
niezależnie od tego jaki będzie wasz wybór
i tak będziecie sobą
tylko nie zabłądźcie
po innych salach spaceruje śmierć
ludzie oddychają z trudem
szarzy od niepewności następnej godziny
chociaż do wszystkich drzwi
puka rano Bóg
gdzie indziej się umiera
narodzić się można jedynie tu
między ludźmi