Jest takie przysłowie: ... takim się staje. Upodabniamy się do tych, których słuchamy, z kim przebywamy. Nie fizycznie, choć niekiedy i tak bywa. Chodzi mi o nastrój, emanację, aurę, czasem zwyczaje i poglądy.
na scenie zespół
Urodziłem się w Beskidach, jako dzieciak biegałem po beskidzkich łąkach, słuchałem szumu drzew i wody. Kochała mnie matka, kochał ojciec, hołubiła siostra. Świat był prosty, piękny i przyjazny. A ja go wdychałem, gromadziłem w sobie, magazynowałem.
Minęły lata. Mój świat nie był już taki jak dawniej, mnóstwo w nim było wrogości, zawiści, rywalizacji, niechęci, nawet czasem nienawiści. Ja sam różnie sobie z tym radziłem. Czasem być może to właśnie ja byłem źródłem czyichś łez i rozczarowania, strachu lub złości. Długo zmagałem się z własną niedojrzałością. Ale przecież także bywałem dobry, ciepły, opiekuńczy. Nie byłem monolitem, fakt.

Nie widać tego w moich piosenkach z tamtego okresu, a to chyba dowód na to, że na dnie serca wciąż byłem czysty i prosty jak struna. W piosenkach trzymałem pion, ale na koncertach juz chyba nie zawsze.
Nie da się udawać kogoś innego, niż się jest, dłużej niż przez chwilę. Oczywiście, jeśli jest się na scenie samemu, albo samemu decyduje się o obliczu zespołu/koncertu. Zawsze wyjdzie z Ciebie prawdziwa natura. Albo jesteś smutny i zarażasz pesymizmem, albo bywasz głupkowatym śmieszkiem, a Twoja radość jest fasadą, albo, no właśnie...

Mijały lata, a ja dojrzewałem. Dojrzewała też moja muzyka, zwłaszcza ta nagrywana w studio i odtwarzana potem przez Was w Waszych domach. Mimo wiele razy zmieniającego się składu zespołu, moja muzyka zawsze niosła ze sobą spokój, radość, prostotę i tęsknotę za jednością. Tak, to może być słowo klucz: jedność. Ze sobą, ze światem, z grupą przyjaciół, ze Stwórcą... Tęsknota za radosnym Alleluja! Nawet bez religijnego kontekstu!
dostojny jubilat
Ale już od dawna to właśnie ja jestem ojcem rodziny. Tej złączonej więzami krwi, dla dzieci i wnuków. Ale także tej szerszej, muzycznej i balladowej. Czasem koledzy z zespołu mówią mi, żartem oczywiście: tata. Czasem któryś z moich słuchaczy potraktuje mnie jak przewodnika po świecie pięknej ballady. W Kurantach, podczas koncertów, też jestem kimś w rodzaju Gospodarza.

Od dawna już wiem, że to ja mam nieść w sobie prostotę, piękno, spokój, przysłowiowy szum drzew i wody. Że to w mojej muzyce macie odnajdywać to wszystko, czego ja w dzieciństwie dostałem w nadmiarze, a Wy, albo wielu z Was być może nie tak wiele.

Staram się. Staram się takim być w różnych cyt. "okolicznościach przyrody", również dla Was. Bo jeśli obcujecie z moją muzyką, to i Wy powinniście emanować takim fajnym spokojem i optymizmem.

Od dość dawna gram z Piotrem Bzowskim i Zygmuntem Golonką, więc chętnie dodam oprócz "ja" i "moja muzyka", także "my" i "nasza muzyka". 
A ponieważ wspomniałem wcześniej, że ze swoich koncertów nie zawsze byłem zadowolony, tym chętniej podkreślę, że nasze obecne koncerty, w trzyosobowym składzie, cieszą mnie o wiele bardziej niż wcześniej.
Wiemy, co chcemy Wam przekazać, a muzyka unosi nas nieraz naprawdę wysoko, wysoko...  

(Raz bardziej odleci Piotr, innym razem Zygmunt, a mnie, hm, jest jednak najtrudniej, bo jestem najcięższy :-))))
Zyga

Paweł Orkisz
1.03.2020
foto: KSAF AGH Kraków

Poprzedni artykuł
rok 2020, rok 2019, rok 2018rok 2017rok 2016rok 2015
rok 2014,rok 2013rok 2012rok 2011rok 2010rok 2009