Zainteresowanie wystawą prac Zdzisława Beksińskiego w Nowohuckim Centrum Kultury przeszło chyba najśmielsze oczekiwania organizatorów. W ostatni weekend trzeba było stać ponad godzinę w kolejce do kasy, potem drugi raz, też prawie godzinę w kolejce do sali z malarstwem.
Mało tego, NCK to wielki żelbetowy moloch z mnóstwem korytarzy, przełączek, schodów... Wszystkie one w ostatnią niedzielę pełne były ludzi, jakby cały ten budynek powstał dla tej właśnie chwili, kiedy wypełni się setkami zainteresowanych Sztuką.
Miłośnicy malarstwa najpierw przenieśli się z dworu (z pola? :-)) do środka i wypełnili naprawdę długi, i szeroki korytarz na prawo od wejścia, potem tłumnie odwiedzali tzw. białą galerię, gdzie eksponowano grafiki, szkice i fotografie Mistrza, a na koniec ustawiali się w kolejce pozawijanej na korytarzach i schodach drugiego, tylnego budynku.
Bywałem w tym zimnym i ogromnym gmachu nie raz i nie dwa, ale dopiero teraz zyskuje on nowe życie, staje się centrum wielu wydarzeń kulturalnych w Krakowie. Ożył! Super!
Patrzyłem na ten tłum lekko zszokowany.
1. Dawno już nie widziałem tylu ludzi naraz w kolejce po Sztukę. Nie po sztukę, nie po rozrywkę, nie po zabawę, ale po Artyzm, po Wrażliwość i po Warsztat, mistrzowski warsztat. Przeważali ludzie młodzi, w wieku 25-30 lat, z pokolenia komputerów i smartfonów. Czy to nie wyraz hołdu dla Mistrza dawnej epoki?
2. Wiecie co jest najciekawsze? - Wystawy prac Beksińskiego z NCK nikt nie zabierze jeszcze ponoć długo, co najmniej przez 3 najbliższe lata. Ma to być stała ekspozycja prac Wielkiego Chimeryka z Sanoka. One nie znikną jutro..., a tłum będzie się tam kłębił, pewnie w każdy weekend, jeszcze długo.
Widocznie, tak jak Wawel i Rynek, Beksińskiego w Krakowie „wypada zobaczyć”.
3. Zastanawiałem się, czy któryś z moich kolegów-pieśniarzy osiągnął taką popularność, zachwycił takie tłumy. Jacek Kaczmarski przyciągał tłumy, zwłaszcza w tercecie z Gintrowskim i Łapińskim, ale chyba nie, chyba nie przyciągnąłby tysięcy słuchaczy przez kilka weekendów z rzędu. Poza tym, Kaczmarski nie wytrzymał sławy, nie udźwignął szalonej popularności w dłuższym okresie. Rozmył się, skłócił z epoką, z przyjaciółmi, z fanami, z Polakami, do których miał żal o ... polskość.
Owszem, słyszałem, że podobną popularnością, niewyobrażalną dla nas, polskich bardów, cieszy się w Czechach i na Słowacji Jaromir Nohavica. Ale on pracuje na tę swoją sławę nieprzerwanie przez lat kilkadziesiąt… I ma znakomity warsztat, zarówno poetycki, jak i sceniczny.
Zazdrościłem Beksińskiemu takiego tłumu podziwiających. To oczywiste.
Ale i przeżywałem te dzieła.
Na swój sposób.
Wszedłem w nie, a one weszły mi w duszę i... zmroziły. Przeraziły. Jakbym zobaczył piekło, albo fobie i lęki całej naszej cywilizacji, cywilizacji śmierci i przemijania. Śmierć już dawno nie ma twarzy staruszki z kosą. Jest wypełniona tłumem pokrzywionych, zdeformowanych postaci, przewianych piaskiem pustyni i żarem milionów słońc.
Współczesny dance-macabre.
Musiałem w pewnym momencie przestać oglądać, musiałem ochłonąć.
I wtedy przypomniałem sobie, żemnie tam przecież nie ma.
- Halo!! Ciebie tam nie ma!
Na obrazach Beksińskiego mnie nie ma; w świecie Beksińskiego nie jestem schowany, zamknięty, uwięziony, ani nawet częścią tego świata nie jestem, na razie. Może nigdy nie będę?
Ja to przecież Łagodność i Optymizm.
Człowiek i artysta z innego świata, z innej bajki.
Ja tutaj nie pasuję.
To nie mój świat. Oglądam coś obcego, zewnętrznego, poza mną. Wtedy sie uspokoiłem.
Ja tworzę, buduję, ale i oddycham, i noszę w sobie inny świat.
Szukam zachwytu, radości, wiary...
Na peryferiach Wielkiej Sztuki, cóż!
Słudzy nieużyteczni jesteśmy.
I niech tak pozostanie.
Paweł Orkisz, 19 października 2016
foto: Zosia Śnieżko
Poprzedni artykuł
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009