1. Kraków pożegnał uczestników Światowych Dni Młodzieży z żalem. Nawet ci, którzy boczyli się na dezorganizację życia miasta, zwłaszcza w sferze komunikacji, otwierali szeroko usta ze zdumienia, jakie to radosne i kolorowe były dni.
Nie wiem, czy jest coś bardziej fascynującego niż uczestniczenie w czyjejś radości, niekłamanej, odrobinę szalonej, a przecież pełnej delikatności i taktu wobec wszystkich tych, którzy w ich święcie nie brali udziału.
Wszyscy to Państwo chyba oglądaliście, na ekranach TVP, z szerokim uśmiechem i leciutkim powiewem ciepła i miłości w sercu. Zaiste, to były piękne dni!
Zapraszamy znowu, za kilka niedługich lat!
Z trudem powstrzymuję się, żeby nie porównywać tych Dni z owsiakowymi Woodstokami, bo i po co? Tu Radość i tam radość, ale chyba trochę inne :-)))
2. To nie była moja impreza, bo młodym to ja już dawno nie jestem, chyba że duchem. Młodzi chrześcijanie z całego świata mają swoje zespoły-gwiazdy i swoich mądrych, utalentowanych reżyserów. Trochę nawet usunąłem się w cień, choć z pewnym żalem. Ale tym większą radość sprawiło mi zaproszenie pod Wawel, do udziału w koncercie promującym polską kulturę i krakowskich pieśniarzy.
W sobotę, 30 lipca, w godzinach wieczornych, zagraliśmy w nieco rozszerzonym składzie (trochę z konieczności, bo korzystałem z tych, którzy byli dostępni, trochę z przyjemności bycia z tymi, którzy wystąpili na ŚDM z serca!), z Marianem Mędralą na stagepiano i moją córką, Natalią, jako drugą wokalistką. Oboje znakomicie śpiewają. A ponieważ na basie zagrał Robert Klepacz, z którym grywam nieregularnie wprawdzie, ale już od ponad 20 lat i który śpiewa w chórkach na kilku moich płytach... i ponieważ był ze mną, jak zwykle Piotr Bzowski, również znakomicie śpiewający, to... Było pięć mocnych głosów, praktycznie pięciu zawodowych wokalistów.
Jak to się niosło!
Jak to brzmiało!
Jak brzmiała "Piosenka o zagapieniu" i "Przechyły"! I psalmy z moją muzyką...
Znakomity koncert, niebywałe uczucie... U stóp Wawelu!
Mówię Wam, dla takich chwil warto występować na estradzie.
I jak tu nie napisać: - Bóg to sprawił. Opatrzność tak chciała, żebyśmy chwalili ją psalmami i pieśniami pełnymi Ducha, choćby takimi, jak "Piosenka o zagapieniu", czy "Modlitwa żeglarska".
3. Już przyzwyczaiłem się do tego, że mój kalendarz zapełnia się niemal w ostatniej chwili. Zbliża się dany miesiąc, jak teraz np. wrzesień, a ja mam w nim zaledwie kilka terminów.
Po czym, z tygodnia na tydzień, nieraz dopiero na 2-4 tygodnie wcześniej pojawiają się przeróżne propozycje, często skromne, ale związane przecież z jakimiś pięknymi przygodami i przychodami.
I się kręci.
I serce skacze.
I chce się żyć.
Paweł Orkisz, 6 sierpnia 2016
foto: Karolina KL
Poprzedni artykuł
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009