Pani Zofia Jaroszyńska, repatriantka ze Wschodu, w otoczeniu współmieszkańców DPS w Krakowie.
Zagrałem niedawno krótki minirecital w jednym z Domów Pomocy Społecznej w Krakowie. Nie pierwszy raz, pewnie nie ostatni… Zawsze te spotkania są jakieś inne, pełne zadumy i refleksji. Jaka będzie nasza starość, moja starość?
* * *
Było to 10-lecie DPS im. Władysława Godynia, który ufundował ten dom dla repatriantów ze Wschodu, podobnie jak kilka innych, z innym przeznaczeniem. Czytam właśnie jego życiorys i uśmiecham się. Jaki to musiał być zwykły-niezwykły człowiek. Piękna postać. Więcej: tutaj .
Zwróciłem uwagę na życzliwość i poświęcenie personelu, na atmosferę pogody i poczucia sensu, na liczne grono przyjaciół tego miejsca, którzy przybyli z okazji jubileuszu, ale przede wszystkim na to, że cały czas najważniejsi tu byli ci starsi ludzie, mieszkańcy. Wierzcie mi, że w takiej podniosłej atmosferze łatwo jest pogubić kolejność i ważność rzeczy. No bo tu wiceprezydent Krakowa, tu kapłan, tu gość z dzielnicy, albo ze stowarzyszenia… Nie, tu mieszkańcy byli najważniejsi, a ci, którzy mieszkają tu od samego początku, od 10 lat, otrzymali specjalne dyplomy, kwiaty i prezenty. A było tych staruszków wielu, a niektórzy bardzo wiekowi, co oznacza tylko, że dobrze tu o nich dbają, a oni sami dobrze się tu czują, skoro… nie chcą umierać, dożywają 90-tki, czy setki. To jest najlepsza ocena pracy personelu.
W tym domu od samego jego początku mieszka też p. Zofia Jaroszyńska, która nie bardzo mogła usiedzieć spokojnie, kiedy śpiewałem razem z nimi, więc wstała i najgłośniej ze wszystkich śpiewała piosenkę, znaną jej widocznie z dawniejszych czasów:
- Miłaja maja, sołnyszko liesnoje,
Gdie, w kakich krajach, wstrietiszsa sa mnoju?
Nawet Pani nie wie, Pani Zofio, jaką mi Pani zrobiła radość tym swoim śpiewaniem.
Skąd Pani zna piosenkę Jurija Wizbora??
* * *
Wróćmy do tego pytania, z początku: - Jaka będzie nasza starość?
Moja może być samotna, nawet smutna, ale chcę żeby była spokojna. W każdym razie nie będę jej spędzał u boku jedynej osoby na świecie, która w każdej chwili może mnie obrazić i zwyzywać. Nie wiem dlaczego tak często ludzie, którzy przeżyli obok siebie całe życie, tyle razy wspierali się w trudnej walce o codzienność, zamieniają się na starość we własnych wrogów, prześladowców, dręczycieli.
Wczoraj minęła 33 rocznica naszego ślubu, chyba już ostatnia. Żeby była jasność: zawsze byłem i okazało się jeszcze raz, że jestem jedynym winnym rozpadu tego małżeństwa.
Biję się w piersi. Tak, bardzo zawiniłem. - Mea culpa.
* * *
DZIADEK
w nim już była
ta biała pani
stara baba
a syna to ma na gospodarce
a synowa kobieta jak się patrzy
a gadzinę to kto nakarmi?
koniecznie chciał wyjść z naszej sali
już - zaraz - na własne żądanie
nie był wcale najstarszym z nas
a nazywaliśmy go dziadkiem
bo był jak gderliwa stara baba
lecz kiedy go wypisywali
nagle zrobiło mu się żal
- zwyczajnie -
jak staremu człowiekowi
który zdążył się już przyzwyczaić
starość
ma takie białe włosy
(mój wiersz z cyklu „Sala nr 7”)
Paweł Orkisz
Kraków, 14 września 2013
foto: archiwum DPS przy ul. Sołtysowskiej w Krakowie
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009