Wróciłem z dalekiej podróży. To była piękna podróż i wiele mi dała: satysfakcję, spełnienie, jakieś tam materialne korzyści, piękne krajobrazy i niezapomniane chwile. Wróciłem więc mądrzejszy i bogatszy o całe światy doznań. Tego nie da się kupić. To trzeba od kogoś dostać, ale potrzebna była i moja odwaga, żeby po to sięgnąć.
Oczywiście, trzeba było się otworzyć. A przez otwarte drzwi różne rzeczy wpadają, nie tylko te najlepsze. Ale otwarłem się i już. Pomyślałem: co mi tam!? I się otwarłem.
Propozycja wydawała się szalona: trzy wieczory w żeglarskiej „Zęzie”, potem krótko w „Gospodzie u św. Mikołaja”, kilka dni obok stadniny Kadyny i cesarskiej legendy jeździectwa pod bokiem.
W taki dziwny żeglarsko-jeździecki i nieco mikołajowy świat mnie zaproszono...
* * *
Zasmakowałem w masażu, tylko jestem jakoś dziwnie przekonany, że następnym razem może być znacznie gorzej, bo najgłębiej przeżywa się jednak ten pierwszy raz. Więc z masażem trzeba ostrożnie! Kropka.
Z drugiej strony, ujęła mnie skromność masażystki i jej dbałość o wiele szczegółów. Poczułem się przez chwilę jak jakiś król, albo gigant. Dopiero później uświadomiłem sobie, że tak to przecież działa od wieków i nic w tym zdrożnego, ani specjalnie odkrywczego.
* * *
Potem było lato z komarami, bo Mazury latem to przecież głównie komary. Owszem, czasem trafi się jakiś przyjaciel, czasem pani doktor, czasem perkusista się objawi nie wiadomo dokładnie skąd, albo wilczyca – w „Białej Sukience” - pomacha ci ręką.
Widziałem jak biały szkwał nadciąga od strony jeziora, łamie drzewa jak zapałki, jak pnie przygniatają samochody i walą się na skromne domki ludzkich marzeń.
Widziałem i… nie widziałem.
Bo mnie to wszystko kompletnie zaskoczyło. Stałem na tarasie swojego domku, wkoło biegali przerażeni ludzie, żeby uciec od niebezpieczeństwa, uchronić swoje samochody i swoje dzieci. Widzę ich jeszcze teraz, jakby nadal biegali wokoło mnie. Czasem niektórzy z nich patrzyli na mnie jak na wariata:
- Czemu ten facet nie ucieka? W co on się pakuje?
A ja stałem i patrzyłem.
Spokojny, jakby lekko znudzony i odrobinę zaciekawiony. Jakbym nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. A byłem sam w środku takiej młodej, gwałtownej burzy. Sam, na tarasie takiej drobinki, która w środku burzy była bezbronna jak pudełko zapałek. Potem się okazało, że jakieś drzewo walnęło tuż obok mnie. Koniuszkami gałęzi dotykając mojego kapelusza… Poczułem tylko podmuch.
Na koniec nie chciano mnie tam, gdzie spodziewałem się największego komfortu, więc wróciłem do domu, gdzie każdemu jest przecież najlepiej i powoli próbuję się tutaj odnaleźć. Nadrabiam zaległości, płacę rachunki, organizuję sobie przyszłość.
I wspominam jaka piękna była ta podróż.
* * *
Namawiam: nie siedźcie w domach, wybierzcie się w podróż, bo podróże kształcą, zwłaszcza te najdalsze. Podróże pokazują nam też jak mali i głupi jesteśmy wobec potęgi świata, przyrody, żaru czyichś uczuć, albo obojętności kosmosu.
Kraków, 7 sierpnia 2012
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009