Wywieszona czerwona szmata,
z okna kapie na chodnik ślina.
Czy to święto? - pyta ktoś obcy.
Nie, to jego psia godzina.
Stare rany z trudem się goją,
ciągle głodne psy na nas wyją.
A tu jesień, na trawie szron,
blade ranki i noce zimne.
Nie kłaniaj się psu, nie kłaniaj się psu!
Niech zostanie jak jest, niech zostanie!
Cóż, że gryzie, gdy musi gryźć?
On ma za to żarcie u pana.
Nie kłaniaj się psu! Nie kłaniaj się psu
zanim końca smyczy w mgle nie dostrzeżesz,
bo od tego kto dzierży smycz
może życie Twoje zależeć.
Bywa dłoń spokojna i pewna -
wtedy w oczach psich wierność się pali.
Bywa dłoń drżąca i chłodna -
wtedy w oczach psich tylko nienawiść.
Pełna miska, nad głową bat...
Jemu pieskie życie zabrano.
Pies i człowiek, człowiek i pies
To to samo? - Czasem to samo!
Nie kłaniaj się psu! Nie kłaniaj się psu
i jak głupiec nie próbuj się cieszyć,
kiedy błyśnie żółtymi kłami,
albo w górę nogę podniesie.
Nawet jeśli do gardła skoczy,
nie kłaniaj się psu, bo on ślepy!
Bo zrobiono z niego mordercę,
którejś wiosny albo jesieni.