Spis pieśni:
1. Wymarsz - Wyruszali chłopcy
2. Galop I - Piosenka z szabli mjr H. Szczyglińskiego
3. Mazur - Jeszcze śpij
4. Dumka - Zazdrość
5. Polonez - Nasz dzień powszedni (Chochoły)
6. Galop II - Kogóż daliście nam za ojców?
7. Lament - Bez wodza
8. Sen - Dziadek
9. Baśń - Potrzebny mit
10. Hymn - Pieśń o młodych orłach
Najpierw powstał cykl wierszy o tematyce patriotycznej, potem skomponowałem do nich muzykę, ale te wiersze dobrze brzmią się także w czytaniu, bądź recytacji, bez melodii.
Wymarsz
WYRUSZALI CHŁOPCY
wyruszali chłopcy na wojenkę
zostawiali oczu blask
przeżegnane białą chustą ręce
już oddalał czas
ziemia łkała grud czarnymi łzami
otulając bielą brzóz
wysychały oczy panien
i szeptały wargi - wróć
nam nie surmy nie pieśni bojowe
ni do pól bitewnych nam
ale orły te same nad głową
sztandar wciąż z tych samych ran
pod powieką nowe koleiny
żłobi tyran-ból
w czarne suknie ubrane dziewczyny
wargi szepczą ... Boże mój
wyruszamy co dzień na wojenkę
zostawiamy oczu blask
przeżegnane białą chustą ręce
wciąż oddala czas
coraz więcej te odejścia znaczą
coraz więcej świec się tli
stygną pod palcami kwiaty
zamienione w gorycz dni
krzepną nam w pamięci daty
ułożone w polski krzyż
Galop I
PIOSENKA Z SZABLI MJR HENRYKA SZCZYGLIŃSKIEGO
Niech w księgach wiedzy szpera rabin
nauka to jest wymysł diabli
mądrością moją jest karabin
i klinga ukochanej szabli
Nie dbam o szarże, ni o gwiazdkę,
co kiedyś mi przystroją kołnierz
wy piszcie klechdy i powiastki
ja biję się jak musi żołnierz
Nie pcham się do zaszczytów drabin
i generała biorą diabli
zaszczytem moim jest karabin
i klinga ukochanej szabli
Nie tęsknię do kawiarni gwarnej
gdzie mieszka banda dziwolągów
gardzę zapachem buduaru
gdzie Ania psoci wśród szezlongów
Nie nęcą mnie zalety babin
kobieta zdradną, bierz ją diabli
kochanką moją jest karabin
i klinga ukochanej szabli
Niejeden wróg miał na mnie chrapkę
a teraz jęczy w piekle na dnie
ze śmiercią igram w ciuciubabkę
więc może wkrótce mnie dopadnie
Ksiądz nich mnie grzebie, albo rabin
żołnierza się nie czepią diabli
Lecz w grób połóżcie mi karabin
i klingę ukochanej szabli
Mazur
JESZCZE ŚPIJ
W pewnej wiosce, w pewnej chacie
po wczorajszej strasznej walce
zasnął młody zuch (x2)
Promień słońca jak dziewczyna
uśmiechnięta i szczęśliwa,
czule szepcze mu (x2)
"Zbudź się, zbudź! Już czas zaczynać,
konie rżą, trąbka gra...
Pocałuje cię dziewczyna,
koniom wody da!"
Zda się, wczoraj tutaj byli
w oczy smutno popatrzyli
jeszcze ziemia drży (x2)
jeszcze słychać koni tętent
śpiew wesoły za zakrętem
a ty ciągle śpisz (x2)
"Zbudź się, zbudź! Już pułk wyrusza,
trąbka gra, konie rżą....
Rotmistrz woła: Tam, do licha!
Gdzie jest ułan-spoch?"
Choć się włosy srebrem mienią
poczerniały palce strzemion
ułan ciągle śpi (x2)
lecz...kiedy trąbka zagra pięknie
wstanie i po szablę sięgnie
będzie gotów w mig (x2)
Jeszcze śpij, jeszcze nie pora
przyjdzie czas, piękny czas
że staniemy do mazura jeszcze raz (x2)
Jeszcze śpij, jeszcze nie pora
przyjdzie czas, piękny czas
że się zbudzi taki ułan w każdym z nas! (x2)
Dumka
ZAZDROŚĆ
Sztandar - jak strzęp munduru - łopocze w sercach
złamane drzewce w boku tkwi
biało-czerwona krew wypływa z wiersza
na usta zazdrość kładzie krzyk
Gdy białe orły nad waszymi głowami
nad nami kraczą stada wron
gdy na Kasztance jechał ktoś przed Wami
przed nami obce światła lśnią
Bywało... wracaliście nocą
a noc błyszczała łzą jak dzień
Dziś bywa tak, że bezsilnością noce
do gardeł skaczą nam przez sen
Nie zazdrościmy Wam tułania,
"wszystkiego przecież mamy w bród"!!
Niczego nam nie oszczędzono, w zamian
nie ofiarując nic prócz słów
Zazdrością karmić nowe nieba
to ciągle w starych grzechach tkwić
Gruntu pod stopy nam najbardziej trzeba
lecz komu wierzyć, za kim iść?
Sztandar - jak strzęp munduru - łopocze w sercach,
Złamane drzewce w boku tkwi
Biało-czerwona krew wypływa z wiersza
Na usta zazdrość kładzie krzyk
Polonez
NASZ DZIEŃ POWSZEDNI
Nasz dzień powszedni - natarcia, odwroty...
czarny chleb kroimy nożem przeznaczenia;
gdzieś po lasach nam przyszło włóczyć tęsknoty;
czasem nocą, w ciszy, wyrzuty sumienia...
Nasze karabiny, jak słowa najświętsze,
ważą coraz więcej, znaczą jakby mniej.
Osłaniamy armie tysiąckroć możniejsze,
A ile przed nami? - Bóg jedyny wie!
Gdy chochoły ruszają do tańca,
coraz głośniej wołamy: "nie!
Nam nie maska, nie smycz kagańca!
Nie kibitka, nie torba zesłańca,
ale wiara - pomimo - w sens...!"
Dawno wystrzelone prawie wszystkie kule,
a w okopów domów tyle świeżych ran.
Przepływamy rzeki zwątpienia i bólu,
wczoraj znów któryś z mego miasta padł...
Płynie "Requiem", cichym żegnamy go śpiewem.
Nikt nie wie gdzie nasi, gdzie czai się śmierć.
Wczoraj jeszcze jasnym, dzisiaj ciemnym ściegiem,
znaczymy na lufach dni zgubionych bieg.
Gdy chochoły ruszają do tańca....
Galop II
KOGÓŻ DALIŚCIE NAM ZA OJCÓW
Kogóż daliście nam za ojców,
dziadowie nasi
Gdy przyszła pora trudnych wyborów
mówili: "pas"
I cóż że w pieśni szczęk karabinu
i zapach lasu
gdy co dzień tyle nowych pożarów
dokoła nas
Wy mówiliście że lepiej zginąć
niźli żyć w hańbie
Opatrywały rany mundurów
kobiety Wasze
a teraz często zamiast do czynu
chcą na komnaty
i prowadzą nas na łańcuchu
ludowych haseł
Więc może prawdą że kto w niewoli
zrodzony bólem
ten nie potrafi odrzucić kajdan
niewolę znosi
Ale zapłacą - nie dziś, to jutro -
parciani króle
gdy Spartakusa wiek nowy znajdzie
wśród synów naszych!
Lament
BEZ WODZA
My - drużyny bez wodza
My - z zapałem, lecz strach się wkradł
My - gołębie w przestworzach
czarne orły krążą wokół nas
Potajemnie ćwiczeni przez lata
gdy nas niemoc dławi jak wilk
czy nam czekać, czekać końca świata
żeby wreszcie wolnym być?
Komendancie, gdzież Ty teraz?
Jakie armie defilują tam przed Tobą?
Komendancie, z Mannlichera
Ustrzel dla nas choćby dobre słowo
Niech nam z nieba spadnie mądry rozkaz
Albo chociaż jedna dobra myśl
Hej, Marszałku, skąd ta troska?
Nie zginęła, póki my...!
Sprawiedliwi, pokoju łaknący
choć nam pokój spokój wydrzeć chce
i cierpliwie, cierpliwie trwający
na rubieżach czerwonych jak krew
Miłujący pierwszym kochaniem
Zawsze wierni, a mimo to
Ciągle tamten naszym jest panem!
Kiedyż wreszcie powiemy "dość"?
Komendancie, nasz kochany
tam obłoki wędrują za Tobą
Komendancie, na Ojczyzny rany!
zdobądź dla nas Boga dobre słowo.
My stajemy! Czekamy na rozkaz
bo czyż można ciągle w niewoli żyć?
Hej, Marszałku, nie zginęła Polska
i nie zginie, póki my...!
Sen
DZIADEK
Z portretu Dziadek na mnie kiwa
dumnie podkręcił bujny wąs
koń już potrząsa srebrną grzywą
błyszczy medali cały rząd
"Walczyłem... w step hołota gnała
To przecież proste: Honor, Bóg,
Ojczyzna i rycerska chwała
dopóki szabla, wierny druh
Strachy na Lachy, wierz mi chłopcze
sięga do pasa marszcząc brwi
spójrz, wiernej szabli błyszczy ostrze
nie znajdziesz na nim śladu rdzy"
Strachy na Lachy - a ha
Strachy na Lachy - o ho
Strachy na Lachy - a ha
nie znajdziesz na nim śladu rdzy
Teraz tak trudno... Oczy Dziadka
próbują smaku moich dni
i zdaje mi się jakby pobladł
albo to wiatr uchylił drzwi
i w szumie wiatru nagle słyszę
"Polerowałem wierną stal
a teraz - dzieci - czasy dziwne
i serca wasze zżera rdza"
Strachy na Lachy, Dziadku drogi
na rękojeści dłoń zaciskam
Nie zmatowiało ostrze broni
i serca nasze wierne, czyste
Strachy na Lachy - a ha
Strachy na Lachy - o ho
Strachy na Lachy - a ha
i serca nasze wierne, czyste
Baśń
POTRZEBNY MIT
Budzi się świt, przypadkowy kolejny nad Polską
opada mgła, nad doliną unosi się sen
Potrzebny mit, by uklęknąć do polskiego różańca
przesuwać w cień śmiech nieszczery i tani gniew
Na oczy spadł blady promień, codzienny przyjaciel
czai się już upieczony podstępny cios
gdy bierzesz w dłoń strzęp gazety zalany herbatą
to jakby ktoś splamił papier głupawą grą
Zdeptany bruk i nadzieja pod rękę z rozpaczą
smutek i strach, a gołębie wciąż szare jak sny
Potrzebny mit, jeśli chcesz zaprowadzę Cię nocą
zaspany ksiądz pochylając się powie Ci: idź
Spójrz coraz mniej niepokornych gdy ciężar przygniata
w te ramy wejdź, będzie prościej umierać i żyć
Potrzebny mit, abym mógł Cię objąć jak brata
niestety wiem, że do życia potrzebny jest nit
Jeśli go masz, zwykły chleb mi mitem posmaruj
ja dam Ci swój - przełamiemy na pół
W głęboką noc niechaj mit się w sercach rozpala
potrzebny mit, by nie poddać się złu
Hymn
PIEŚŃ O MŁODYCH ORŁACH
Inwokacja: Orzeł, jak blask ginącej chwały
zawisł nad ziemią zamarłą z trwogi
Usłysz - o Matko - wołanie dzieci
o nowe skrzydła, przodków korony
Klną samochody siarczyście, ostro
nad miastem czapa gazów, jak mgła
Coraz to słabsze ramiona ptaków
obłędny, sępi sabat trwa
Ręce splecione nad stołem smutku
w dolinach ostry dym, gryzący dym
W gniazdach pisklęta kłócą się z życiem
o nowe pióra, co niosą wzwyż
Nie oszuka naszych oczu
żadna gałąź, drzew zasłona
póki orły jeszcze młode
trzeba orły obrączkować
Nie potrafi matek krzyk
zmienić losu młodych orłów
z obręczami będą żyć
ze stalowym piętnem czasu
Giną bez walki stare symbole
padają miasta, walą się trony
wolno nasuwam obręcz na
już wykształcone młode szpony
Kiedy odwaga błaga o litość
a prawda szuka schronienia w tle
nasze ramiona - choć bezlitosne
nadają rzeczom właściwy bieg
Nieporadne jeszcze dźwięki
wkrótce zmienią się w symfonię
Rosną skrzydła, rosną skrzydła
rosną skrzydła młodym orłom
Żadna siła, żadna moc
młodych orłów nie powstrzyma
będą wolne, bo tak chcą
tak natura je stworzyła
Patrzmy w górę, kiedyś tam
się pojawi ptak jak godło
Rosną skrzydła, rosną skrzydła,
rosną skrzydła młodym orłom.