Przedstawiam wiersze nadesłane na mój prywatny konkurs, ogłoszony 26 X 2009 (zaledwie 10 dni temu), do zdjęcia dwóch różnych drzew wykonanego przez Roberta Cichonia.
Zabawy miałem mnóstwo i każdy wiersz sprawił mi niesłychaną frajdę. Muszę to kiedyś powtórzyć!
Teraz Wy się ucieszcie. Otrzymałem 9 wierszy, więc mogę wszystkie opublikować.
Nie wybieram zwycięzcy, ale podobają mi się wiersze Abigail, Agaty i Tomasza - dostajecie ode mnie po płycie. Proszę, wybierzcie sobie (ze "Sklepu..") i napiszcie.
Ewa, Jola i Ptasznik - trochę dalej od tematu, piosenka Drapuli - wymaga wygładzenia, Bernadetta poza konkursem (kiedyś Wam opowiem tę historię), a z Leszkiem... się nie spoufalam.
NA POLANIE
A tam w lesie
położyły się drzewa
na polanie
w takt ruchów ziemi i treli
ptaków we włosy wplątanych
A tam w lesie
przytulały się drzewa
na polanie
rytmem wiatru,
pszczół bzyczeniem kołysane
I słońce im ciała
ogrzało
A ja z tobą usiadłam
tuż obok
od drzewa się uczyłam miłości
a ty zamyślony
nie słuchałeś ich szeptów
dyskretnie
wpatrzony w obłoki
abigail
* * *
ZWYCZAJNA HISTORIA
moglibyśmy zbudować dom
całkiem mały z bukowych bali
okiennice w oknach drzwi i stół
przy którym byśmy przysiadali
by wieści z dnia powierzyć sobie
moglibyśmy posadzić drzewa
by w gospodarstwie naszym małym
przez liście dębu igły sosny
promienie słońca układały
świetliste wiersze na trawie
moglibyśmy napisać życie
takie tylko nam dwojgu dane
z godnym czołem mądrością oczu
czułym gestem dłoni głaskane
z dala od zgiełku i mroku
Ewa
* * *
NAWIASEM MÓWIĄC
tutaj kaczeńce zakwitają wcześniej
słoneczną żółcią na dzikich mokradłach
i potok spływa ciągłym szeptem między
niewzruszonymi skargą pagórkami
ludzie choć częściej spoglądają w niebo
lecz wciąż tak samo nad ziemią schyleni
tutaj są piękne widoki na przeszłość
nie żal odchodzić gdy tętnią wspomnienia
a życie toczy się gdzieś obok
we mnie poza nawiasem
gdzie przycupnęłam cicho przy tobie
tak pozostałam odkąd nie pamiętam
ale rozsądnie wciąż tylko do jutra
Jola
* * *
DRZEWA DWA
Ref.: Pani Grab a z nią pan Dąb
W głębi puszczy mają dom
Rodów obcych dzieci te
Połączone jednym pniem
W głębi puszczy pośród kniej
Jesień przyszła – wietrze wiej!
W ziemię strąć owoce drzew
Dzieła niech dokończy deszcz.
Ciasno było w jamce tej
Dąb rozpychał się, że hej!
Panna Grab listeczki swe
Wciąż stroszyła – noc i dzień
Stali tak w objęciach swych
A wciąż przepływały dni…
Dłonie liści pieszczot nerw
Rozbudziły w sercach drzew.
Dzień i noc w zachwycie wciąż
Bliscy są jak z żoną mąż
W ich koronach ptaków śpiew
Budzi świtem życia zew
Silne są i młode są
Pięćset lat pożyje dąb
Grab – ciut krócej... kto to wie
Z trzysta lat ostoi się
Gdyby los, okrutny drwal
Chciał rozłączyć drzewa dwa
Z ciszy puszczy niemy krzyk
Gwiazdę strąci w nieba pył.
Bernadetta
* * *
X X X (JESIEŃ)
jesień
wiolonczele szepczą obrazy
powolne zwycięstwo czerni
zastygły w słońcu
dwa drzewa złączone wspólnym życiem
- lasy zawsze były kuźnią tajemnic
zieleń ustępuje czerwieni ponad nią światło
święci - nie wiem czy wszyscy
niosą znicze z dala od głównych dróg
parują ciepłem oddechów i płomieni
zdążyć przed Panem Bogiem i wrócić - oto zagadka
a oni się nie spieszą bo wiedzą niektórzy oparci o pnie
piją kawę rozcierają ręce
bawią się liśćmi
Tomasz
* * *
PIOSENKA O GRABIE I DĘBIE
Na skraju drogi rósł grab i dąb
tak blisko, że jeden pień miały
na pół dębowy, na pół grabowy
ich liście jedną pieśń szumiały
refren:
Grab ma sny grabowe
dębową duszę ma dąb
Chociaż los złączył ich pnie
splątał korzenie
One po prostu każdą krople wody
dzielą na pół
na rozstaju drogi kładą się wspólnym cieniem
I naprawdę taki cud zdarzyć się mógł
bo zrozumiał grab i dąb
ze ten drugi też jest drzewem
Może byłoby łatwiej samotnie im stać
więcej wody, słońca, więcej przestrzeni
Każde ubrane w innej kory płaszcz
A jednak rosną na zawsze w siebie wtuleni
refren...
Stanąłeś kiedyś przed nimi
objętymi wpół
patrzyłeś i myślałeś przez chwilę
kim dla dębu jest grab
kim dla grabu dąb
i czy wiosną mieszkają tu motyle
refren........
Ja mam swoje obłoki i księżyce
Ty czasem własne drogi wybierasz
Choć los złączył nasze myśli, pragnienia, życie
moje włosy wplątał w Twoje marzenia
My po prostu każda łzę szczęścia i żalu
dzielimy na pół
Bo ciężko je skrywać pod powieką
Wspólne dzieci, wspólne łóżko, wspólny stół
I naprawdę taki cud zdarzyć się mógł
bo każde z nas w tym drugim widzi człowieka
drapula
* * *
TAK BLISKO SIEBIE
Jedną miłością, sercem splątani,
tak blisko siebie a tacy sami…
W to samo niebo duszą wpatrzeni,
ciągle czekamy aż los odmieni
odciętych ramion ciepłe tęsknoty
i oddalenia zimnego dotyk.
Twe serce blisko, że bicie słyszę…
smutną tęsknotą do snu kołysze.
Dźwięczą w mym sercu miłości myśli
tęsknota ciepły scenariusz kreśli…
Twojej miłości ogień mnie pali…
tak blisko siebie a jednak w dali…
W tych samych kroplach deszczu skąpani,
tak blisko siebie…. a tacy sami…
I tylko niebo bezchmurnej nocy
smutno przeciera gwiaździste oczy.
Ja tylko ciche westchnienia słyszę,
zamiast mych ramion, wiatr Cię kołysze.
I tylko cichej tęsknoty głosy,
świtem spływają w kropelkach rosy.
Mam jedną prośbę Boże na niebie,
choć dzisiaj wątpię, liczę na Ciebie.
Kiedy siekiera czasu, dokona cięcia,
niech mnie pożegna ciepło objęcia,
kochanych ramion które w oddali…
Niech żaru płomień w popiół mnie spali…
Ptasznik
* * *
DRZEWNI OBLUBIEŃCY
W tym samym słońcu grzeją serca
We wspólnym deszczu myją oczy
Wiatr jeden myśli im kołysze
Przecudnie Pan ich tu zjednoczył
Swój skarb ukryli tak głęboko
Spleciony w szczęśliwym spotkaniu
By ich ku niebu mocnych wznosił
Pięknie złączonych we wzrastaniu
Kwiaty i liście czas ścigają
Nie raz pogoda się odmieni
Stałością pni przetrwają jednak
W czułym uścisku swych korzeni
Są tacy różni, a tak blisko
Jedyni w całym wielkim lesie
Znaleźli miejsce swe na ziemi
I nikt ich stamtąd nie przeniesie
Agata
* * *
SPOUFALENIE
głupców nie sieją a ileż ich
małżeństwo z rozsądku z przypadku niedostatku
światek małostek mający za cel
powielenie we mgle wgłębienia się
do upadłego bo jeden drugiego pociągnie
wspólna podstawa
dom na piasku ziarenek razem
pomiędzy ziemią a niebem uzależnieni
mówiłem żeby się nie ocierały li wiatrem
robią bo muszą a wtedy (dziecko)
jedno nie podnosi po drugim już podniesionego
wystawiają zjednoczenie zasłoną
przyświeca przeklęta ofiara z tu i teraz
błogosławieństwo ciebie oj (dziadki)
i szaleństwo w niebieskim półtańcu
w bezrytmie doskonałość przypadku
nigdy równo na zawsze wtóruje olśnienie
kłótnie tą widzi Pan i się raduje
ślą listki do siebie na pożółknienie skór i dreszczy
butwiejemy na znak narodzin
Leszek
PO: Leszku, zastanawiałem się czy to w ogóle opublikować, bo wygląda mi to na potok metafor pod wpływem... Ale jest to poezja. Drwiąco-kpiąco-prześmiewcza, ale jednak poezja.
No cóż, skoro tak lubisz?! W takim potoku-bełkocie pojawiają się błędy gramatyczne, logiczne, dominuje zwykła, nieco chora bezradność i złośliwość. Twoim językiem: to taki brudny, zagnojony i zabagniony potok, ale... Nadal jest to skrót, otwierają się światy poza znaczeniem słów, czyli: jest to poezja.
A prywatnie: tak czy siak zbutwiejesz!
Więc może lepiej zbutwieć "na znak narodzin"? Zrobić coś z niczego (jeśli "nic" to Twoje życie)?
Dziękuję Wam wszystkim za znakomitą zabawę!!!
* * *
Wczoraj, 6 XI, w piątek zagraliśmy piękny koncert "O Polsce balladowo" w Stalowej Woli, w koncertowej sali tamtejszej szkoły muzycznej. Radość, energia i kilka bisów. Dziękujemy za wspaniałe przyjęcie!
W głównej roli (muzycznej) wystąpił tym razem Robert Cichoń. Szkoda, że go nie słyszeliście!
zdjęcie pochodzi ze Słupcy - autor mnie nieznany (na razie:-)
Zapraszam we wtorek do Kurantów, w środę do Andrychowa, w przyszły piątek do Jaworzna!
Kraków, 7 listopada 2009
Poprzednio: rok 2009