Komponuję właśnie coś wyjątkowego w mojej dotychczasowej twórczości: pieśni na głos solo. Bez żadnego akompaniamentu, nawet bez mojej gitary. Takiej płyty jeszcze nie nagrałem, takiego koncertu nigdy dotąd nie zaśpiewałem.
Ale zaśpiewam, w najbliższą niedzielę, 15 marca, w kościele św, Krzyża w Krakowie, o godz. 20.30, wstęp oczywiście wolny.
Będzie to w zasadzie pierwsza otwarta próba, pierwszy koncert przedpremierowy. Chcę sprawdzić jak taki mój śpiew zabrzmi we wnętrzu sakralnym. Poza tym forma jest naprawdę nowatorska, bo chcę śpiewać swoim normalnym głosem, nie operowym, nie szlifowanym, lekko ściszonym, nie zawodzącym, ale medytacyjnym. Nigdy nie słyszałem takiego koncertu, nie byłem na niczym podobnym.
Pieśni Pokutne... Trochę się lękam, dlatego na miejsce koncertu wybrałem dobrze znany mi kościół, w którym czuję się prawie jak w domu.
Pomysł jest w zasadzie spełnieniem prośby nieżyjącego już krakowskiego poety i dziennikarza, Marka Skwarnickiego, bliskiego współpracownika Karola Wojtyły, przez wiele lat powiernika Jego spuścizny poetyckiej. Potem, zdaje się, pan Marek trochę się pogubił, ale nie nam sądzić nikogo.
Kiedyś, dawno temu, bo w latach osiemdziesiątych, miałem przyjemność przyjaźnić się z najmłodszym synem pp. Skwarnickich, Krzysztofem, i to on przekazał mi zaproszenie do ich krakowskiego domu, w odpowiedzi na moją prośbę o spotkanie z ojcem. Miałem wtedy wątpliwość co do sposobu, w jaki komponowałem muzykę do psalmów, a korzystałem z tłumaczeń p. Marka. Odrobinę zmieniałem rytm słów, czasem coś powtarzałem, czasem podmieniłem jakieś słowo, czasem opuściłem frazę.
Pan Marek dość surowo, lecz rzetelnie podszedł do sprawy i zaproponował, żebym w takim razie nie używał sformułowania, że to jest jego tłumaczenie, lecz że, cyt. "według takiego a nie innego tłumaczenia". A na koniec spotkania przekazał mi 6 swoich wierszy w maszynopisie, ze stwierdzeniem: - A może do tego napisałby Pan muzykę?
Już wtedy skomponowałem pierwszą pieśń, ale sam przestraszyłem się formy. Obawiałem się, że po prostu nie udźwignę takiego koncertu, znużę widzów, zostanę wyśmiany, w najlepszym razie niezrozumiany.
Teraz juz dojrzałem do zmierzenia się z tematem, z taką surową formą, z treścią. Piękną, ale i trudną.
Oto pierwsza pieśń.
Z sinej głębokości opuszczenia mego
Z sinej głębokości opuszczenia mego
wołam o pomoc do Pana mojego:
- Czemu żeś mi zabrał co miałem za swoje?
Czemu żałośliwie na pustkowiu stoję?
Czemu mnie nie cieszy ranne przebudzenie,
ni zachodu słońca odwieczne milczenie?
Czemu żem wśród ludzi jak w lesie spalonym,
W którym pomyliłem wszystkie świata strony?
Gdzie stąpnę to popiół, zawołam - to cisza.
Co mam czynić, Panie, żebyś mnie usłyszał?
Miałem ja bogactwo dane mi przez Ciebie:
chmury co wysoko, przyjaciół w potrzebie,
młodość, co się nie liczy z przestrzenią ni czasem,
nocne niebo w górach gwiazd zapięte pasem,
I jeszcze przychylność wiatru jodłowego.
I słyszałem w wietrze głos Pana mojego.
Radość czułem w sercu, że jesteś łaskawy,
teraz nic nie słyszę prócz szelestu trawy.
Na niej się układa do snu straszna cisza.
Co mam uczynić, Panie, żebym Cię usłyszał?
* * *
Kraków, 11 marca 2015
foto: Jerzy Klasa
Poprzedni artykuł
rok 2015,
rok 2014,
rok 2013,
rok 2012,
rok 2011,
rok 2010,
rok 2009