Podczas niedawnego koncertu w łódzkiej Kei piękne zdjęcia zrobił nam wszystkim Zbyszek Fidos. Dziękujemy!
Wielu z Was namawia mnie, żebym częściej pisał tutaj swoje felietony, nie tylko na tematy okołomuzyczne. Jeśli mam pisać częściej, to i wachlarz tematów musi być szerszy. Muszę zacząć wypowiadać się nie tylko o tym, na czym się znam, ale i o tym, co myślę i co mi się wydaje. Pozwólcie więc, że wyrażę się dziś w jednej z najważniejszych spraw, jakie nas dotyczą. Chodzi o bezpieczeństwo kraju, naszych granic, czyli każdego z nas.
Czy wobec konfliktu ukraińsko-rosyjskiego i ciągłych gróźb niektórych Rosjan, jesteśmy bezpieczni? Czy powinniśmy bać się wojny?
Uśmiecham się sam do siebie, patrząc na to, co właśnie robię. Wypowiadam się na temat bezpieczeństwa kraju? Ja? - Nie mając żadnego kontaktu ze służbami specjalnymi, wywiadem i kontrwywiadem wojskowym, nawet nie biorąc udziału w polityce? Ja przecież nawet gazet nie czytam regularnie, bo zwyczajnie nie wierzę mediom; ich głupota mnie nawet lekko przeraża, ale to temat na inną dyskusję. Wybaczcie, ale czasem tak bywa, że musimy mieć jakiś pogląd na daną sprawę, prawie nic o niej nie wiedząc. Musimy coś przyjąć, coś założyć, żeby trafniej dokonywać naszych osobistych i rodzinnych wyborów.
A w tej kwestii przecież każdy z nas musi coś założyć, coś przyjąć. Bo albo nam zagraża wojna ze strony Rosji, a wtedy moją i Waszą mądrością jest zdobyć jakąś giwerę, wykopać w ogrodzie albo w piwnicy solidny schron, zakupić jakiś prowiant, choćby na czas przetrwania, zgromadzić książki o skutkach choroby popromiennej i zacząć studiować pierwszą pomoc w nowoczesnych warunkach zagrożenia skażeniem atomowym, albo... Albo nie robimy nic, bo to wszystko bujdy na resorach, nic nam nie grozi i spokojnie możemy oddawać się naszym zwyczajnym zajęciom.
Wydaje mi się, że jesteśmy względnie bezpieczni.
Wojna ze strony Rosji nam absolutnie nie grozi.
Ale jakaś zabłąkana, albo i celowo wystrzelona rakieta z głowicą naklearną, to i owszem, może nadlecieć.
Wojna zawsze toczy się o coś. O terytorium, o władzę, o ropę...
Niczego takiego nie mamy. Nas się po prostu nie opłaca atakować. Terytorium? - Rosjanie mają dość swojego. Dużo bardziej korzystne dla Rosjan jest zmusić nas do tego, żebyśmy dla nich pracowali, kupowali od nich ropę i gaz, i dostarczali im swoje ew. wynalazki, jak ostatnio grafen. Oni mają tu swoje firmy, mogą kupować naszą ziemię, przejmować nasze największe firmy, choćby poprzez kupowanie akcji na giełdzie. Jeśli nie wprost, to poprzez swoje spółki zarejestrowane na Cyprze, albo na Bahamach. Mogą tu mieć swoje agentury, swoich ludzi, w dowolnej ilości. (Zwracam uwagę na tę nierówność. Rosjanie mogą, my w Rosji nie.)
Z drugiej strony, w podobnej sytuacji jest cała Europa. Cała Europa nie ma nic takiego, co byłoby interesujące dla Rosji. Europy się nie opłaca atakować, bo i słaba, i nie ma niczego, co łatwo spieniężyć. A Putin i FSB nie są głupi. Są racjonalni, jak mało kto. Wojny więc ze strony Rosji nie ma się co bać. Co innego danie Polaczkom prztyczka w nos, niby ot, tak, od niechcenia. Przez "pomyłkę", jak zestrzelono malezyjski samolot pasażerski. Tego się bójmy. Od dawna ustawiają nas w rogu, żeby nam przyłożyć, z pełnym zrozumieniem własnego społeczeństwa.
Konflikt między Ukrainą i Rosją był do przewidzenia. Awantury w ramach dawnego sowieckiego imperium były tak prawdopodobne, że aż pewne. Granice między republikami i regionami były przecież wykreślone ot, tak sobie. A jeśli Ukraina chciała nagle skręcić na Zachód, to musiała się liczyć z odrębnym zdaniem mieszkańców Donbasu i Krymu... Czy ktoś jest bardziej winny temu, co się tam stało? Znaczy się, Rosjanie są winni? - Czy mieli ot, tak, oddać Ukraińcom Krym, i całą bazę Floty Czarnomorskiej, i kontrolę nad całym basenem Morza Czarnego? Zwłaszcza jeśli żyjący na Krymie Rosjanie naprawdę woleli zostać przy Rosji i chwycili za broń? To była sytuacja tragiczna, każdy wybór był zły.
Co powinniśmy, my, Polacy, robić w tej sytuacji? - Przyglądać się i wspierać humanitarnie ludzi z tamtych regionów. Dużo bardziej nasilić akcję pomocy humanitarnej! To skandal, że wspieramy biedne dzieci w Afryce, albo Arabów w Palestynie, a nie robimy prawie nic dla cierpiących i głodujących Słowian na wschodzie Europy. Nieważne, czy Rosjan, czy Ukraińców.
Ale militarnie? - Nic, cicho, sza. Teraz za naszą wschodnią granicą, i to na szczęście dość daleko od nas, biją się dwaj nasi wrogowie, Ukraińcy i Rosjanie. Czy może być coś bardziej lepszego dla nas? Politykom tego wprost powiedzieć nie wolno, ale dopóki tam jedni i drudzy się piorą, my wojny nie musimy się obawiać.
Ale jakaś przypadkowa rakieta... Czy zdołamy ją zestrzelić?
Obym nie wykrakał.
Kraków, 22 lutego 2015
foto: Zbigniew Fidos
Poprzedni artykuł
rok 2015, rok 2014, rok 2013, rok 2012,
rok 2011, rok 2010, rok 2009