Pamiętacie mój tekst o opcjach walutowych (zakładka „blog PO”- tutaj ) z 17.02.2009?
Pisałem w nim: ”Pięć banków miesiącami wykupywało złotego, żeby sztucznie podnieść jego kurs
i przestraszyć firmy produkujące na eksport…”
Przeczytajcie całość, bo ja dzisiaj jestem z tego tekstu dumny, a historia przyznała mi rację, tylko wtedy jeszcze, w lutym 2009, nie wiedziałem, że w zasadzie za tymi pięcioma bankami stał jeszcze inny, jeden, Goldman Sachs, który to wszystko wymyślił i zaplanował. Te pięć banków sprzedawało po prostu opcje - produkt finansowy Goldmana - jako swoje.
Notabene, chyba dla uwiarygodnienia w oczach polskich bankierów potrzebny był Goldmanowi ktoś taki jak Kazio Marcinkiewicz, były premier polskiego rządu, facet ciemny jak… tabaka w rogu. Dzisiaj napiszę o czymś podobnym, prawie identycznym, o kolejnej malwersacji jakiegoś dużego misia. Chodzi o kredyty hipoteczne zaciągane we frankach szwajcarskich.
Ilu Waszych znajomych jest w to utopionych? Wzięli np. 200 tys. franków kredytu, w przeliczeniu na złote to było ok. 400 tys. zł, a teraz ich zadłużenie przekroczyło wartość rynkową nieruchomości, wynosi ponad 600 tys. zł i stale rośnie… Na razie robią dobrą minę do złej gry i spłacają coraz wyższe raty, w nadziei, że kurs franka znowu kiedyś się umocni względem złotego.
Okazuje się, że setki tysięcy ludzi pobrały takie kredyty nie tylko w Polsce, bo i na Chorwacji, na Węgrzech, w Hiszpanii i pewnie w wielu jeszcze krajach.
Któraś z miedzynarodowych organizacji finansowych, widząc dołujący kurs franka szwajcarskiego parę lat temu, postanowiła zapewne zagrać na tej jego słabości. Przygotowała dla mieszkańców krajów europejskich pakiet kredytów hipotecznych w tej właśnie walucie, tak skalkulowany, żeby się opłacało brać kredyty właśnie we frankach, dopóki ten kurs jest słaby. Zaproponowała bankom lokalnym sprzedawanie takich kredytów hipotecznych (swoją drogą to pasjonujące, jak wyglądają takie umowy pomiędzy największymi). A potem zaczęła skupować franki, więc kurs poszedł w górę. Potrzymają ten kurs na poziomie ok. 3,5 zł jakieś 30 lat, obłowią się, bo wydoją pół Europy, a potem… przygotują jakąś operację odwrotną, obliczoną na strach przed dalszym umacnianiem się kursu franka i zaczną sprzedawać te swoje zgromadzone wcześniej franki w ilościach takich, że „zabiłyby słonia”. Kurs zleci, a oni kolejny raz zaczną obliczać zyski.
Tak też wygląda współczesny rynek finansowy, widziany ze środka skrytych gabinetów. Trzeba tylko mieć własne media, własnych ekonomistów i własnych polityków, którzy swoim jazgotem zakryją ewidentny szwindel na skalę międzynarodową. A tych można kupić, jeśli ma się górę pieniędzy...
Czy jest jakieś wyjście dla nas, robaczków, konsumentów?
- Ano jest…
Pisze o nim Jacek Świder, skromny dziennikarz lokalnej gazety, Dziennika Polskiego w Krakowie, w tekście z dnia 7.08.13r. pt. „Frank pod ostrzałem”. Koniecznie przeczytajcie – tutaj.
Uwaga: W polskim internecie też coś znalazłem, i to akurat dzisiaj. Znalazła się pewna kancelaria prawna pomagająca odzyskiwać utracone przez te machinacje środki finansowe - tutaj.
Okazuje się, że wprawdzie pojedynczo jesteśmy za słabi, ale zbiorowo możemy jednak coś wywalczyć.
Sądy… jeszcze gdzieniegdzie bywają rozsądne i nieprzekupne.
W Polsce to chyba nie przejdzie, bo sądy u nas chodzą na pasku "pragmatycznych" polityków.
Chyba że się coś zmieni…
Próbować w każdym razie warto!
Paweł Orkisz
Kraków, 13 sierpnia 2013
foto: Marek Sendek
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009