Byliśmy niedawno w Andrychowie, jako goście tamtejszego salonu poezji. Czemu to się nazywa "Krakowski Salon Poezji"? - niby wiem, ale i nie wiem.
Wiem, że jego organizatorom zależało na współpracy z podobnym salonem, który w Teatrze Słowackiego w Krakowie prowadzi od wielu lat Anna Dymna. Ale też nie wiem, po co andrychowianom takie logo, taka czapka, taka pomoc, która chyba od wielu lat nie jest de facto żadną pomocą. Może dobrze się czują w czapce krakowskiej?
Czasem, na początku, żeby łatwiej było zacząć, bierze się na siebie jakieś zobowiązanie, które potem pewnie nieraz ciąży, ale już poszło, nazwa została i zobowiązuje. No bo jak tu teraz zapraszać artystów np. z Bielska, albo ze Śląska? Wtedy ten salon będzie bielski, albo śląski? Ale przecież on jest w Andrychowie i najbardziej to on jest Wasz, własny, andrychowski, przybyłowiczowski...
My w każdym razie przyjechaliśmy z Krakowa, choć z repertuarem rosyjskim, nawet moskiewskim, bo tematem były wiersze i pieśni Bułata Okudżawy. Coś musiało być magicznego w tym wieczorze, jakaś swoboda, jakiś luz, jakieś zasłuchanie, skoro nawet Piotr Bzowski, facet z którym zagrałem już chyba prawie 20 takich programów, po tym akurat spotkaniu podszedł do mnie i powiedział jakoś tak, że "piękne są te wiersze Okudżawy", bo... pierwszy raz ich wysłuchał uważnie i w całości...
No, pewnie, że piękne.
A propos, dziś podobno jest dzień języka rosyjskiego. Wszystkim ludziom mówiącym w tym języku i w nim zakochanym składam serdeczne gratulacje. To jest język pięknych wierszy i pięknych pieśni, pięknej prozy i mądrych rozpraw, serdecznych i pieknych ludzi. Dumny jestem, że potrafię nim się posługiwać. Dzięki temu mogłem przetłumaczyć np. wiersz Bułata Szawłowicza, który nadaje się na wiele okazji, także tę dzisiejszą...
Chciałbym Ci podarować na Twe jasne święto
całe mnóstwo różnych dziwnych rzeczy:
dźwięk nieoczekiwanych dzwonków,
zapach dań nie ugotowanych jeszcze i męstwo
- niczego nie żałować -
i kwiatów naręcza - nie rozkwitłych,
pachnących i aksamitnych,
zadziwienie, nadzieję na dobry dzień,
widok z okien, jeszcze nie odsłoniętych,
na drogę, która być może gdzieś jest...
W oryginale to brzmi tak:
Я дарю тебе к светлому празднику множество
Всяких странных вещей: Звон нежданных звонков,
запах блюд, не сготовленных вовсе, и мужество
ни о чем не жалеть…
и охапки цветов,
не проросших еще, ароматных и бархатных,
удивленье, надежду на добрую весть,
вид их окон (еще не распахнутых)
на дорогу
(которая, может быть есть).
* * *
A mnie w dzieciństwie los podarował sąsiadów, pp. Skupniów, w których ogrodzie rosły dwa drzewa czereśniowe. Smak tych czereśni pamiętam do dziś. Są jak legenda, jak wzorzec. Ich syn, p. Jarosław Skupień, działa w Andrychowie, jest znakomitym fotografem i dziennikarzem, pisze relacje z różnych wydarzeń. Właśnie o tym naszym ostatnim koncercie napisał na jednym z andrychowskich portali... sami zobaczcie jak - tutaj .
Nie, nie byliśmy w dzieciństwie kolegami, bo on był jednak sporo młodszy, a kiedy on zaczął nosić długie spodnie, ja wyprowadziłem się z tej ulicy, do sąsiedniej wioski, gdzie dom zbudowali moi rodzice. Praktycznie się nie znamy, ale coś wspólnego jednak jest!
Przytoczę kilka zdań Jarosława:
Orkisz. Dawniej był posiłkiem siłaczy, zawodników wielkich aren, ze względu na swoje wartości odżywcze i korzyści dla organizmu wynikające z jego spożywania. Mimo, że wartościowy i zdecydowanie bardziej korzystny dla zdrowia - "zwyczajni ludzie" zapomnieli, że istnieje. Stał się ziarnem elity, która pokarmu nie mierzy ceną, lecz wartością zdrowotną. Większość "faszeruje" się tanim ekwiwalentem, namiastkami pożywienia, ot - grill, musztarda i złoty napój "bogów". Kto ma uszy - niechaj słucha. Tyle tytułem wstępu do Salonu Poezji, który otworzył swoje podwoje w ubiegłą niedzielę. Gościliśmy naszego krajana - barda - Pawła Orkisza. Kolejny raz. Tym razem przywiózł zapomniane przez wielu ziarno - słowa i pieśni Bułata Okudżawy. Ziarno wspaniałe, żywe, dające siłę i wzrost ducha. Ziarno jak orkisz - zapomniane. Szczegóły w czytaj więcej.Fenomen Bułata Okudżawy. Ten salon poezji zgromadził prawdopodopodobnie największą z dotychczasowej, salonowej publiczności. Ludzie przyszli najeść się do syta tego ponadczasowego ziarna i wysłuchać opowieści o dawnych bohaterach... cichych, prawdziwych, z ostatniej linii frontu walk o człowieczeństwo. Walk, w których zwycięzcą nie jest silniejszy, lecz ten, kto potrafi wybaczyć bezsensowny gwałt na życiu. Gwałt w imię wydumanych idei.
Przecież ten wpis to czysta poezja!
Czytam te słowa i myślę sobie, że może w tych czereśniach coś było magicznego, jakieś talenty, jakaś zdolność do budowania metafor?
Dwóch chłopaków z tej samej ulicy - poetami? Zasługa czereśni?
Wkrótce sezon... Szukajcie, próbujcie!!
Paweł Orkisz
Kraków, 6 czerwca 2013
foto: Jarosław Skupień
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009