Poniżej kolejna moja rozmowa z Marcinem Urbanem, w związku ze zbliżającym się 7. festiwalem  "Ballads of Europe - Niepołomice 2012".
Marcina proszę od 2006 roku, żeby zechciał być kimś w rodzaju Rzecznika Prasowego festiwalu, ale ciągle słyszałem odmowy, ze względu na brak czasu. W tym roku chyba... nastąpił przełom.
* * *

oficjalne.studio ciemne obcieteRozmawiamy z Pawłem Orkiszem, jednym z najwyżej cenionych bardów, twórcą i Dyrektorem Artystycznym Festiwalu BALLADS OF EUROPE organizowanego w Niepołomicach od 2006 roku. Impreza ta ma na celu popularyzowanie ballady w każdej jej odmianie oraz prezentowanie muzyki różnych narodów. Na koncertach Festiwalu BALLADS OF EUROPE występują znane gwiazdy oraz młodzi, początkujący wykonawcy. Paweł Orkisz nie tylko prowadzi koncerty festiwalowe, ale również sam gra i śpiewa.

Czym jest Twoim zdaniem ballada?
- Ballada to szczególny sposób rozmowy o prawdziwym życiu. Jest zwięzła, barwna, często pouczająca, niekiedy dowcipna. Dodatkowo cieszy różnorodność formy tego stylu muzycznego i muzycznych aranżacji. Wielką zaletą ballady jest to, że śpiewana jest i lubiana przez ludzi w każdym wieku. Można powiedzieć, że ballada łączy pokolenia.

Czym jest ballada dla Ciebie?
- Dla mnie ballada jest śpiewaniem o tym, co jest mi najbliższe, o człowieku i jego problemach, o miłości, akceptacji świata, o zgodzie na to wszystko, co nas dotyka co dzień oraz o zachwycie światem i wszystkim, co się dzieje wokół. Mam też nadzieję, że dołączy do mnie grono wyznawców ballady, którzy będą ze mną śpiewać i przy niej odpoczywać. Tak, odpoczywać - bo ballady są jak motyl, jak olśnienie, jak łąka, na której trzeba się położyć, żeby poczuć jej zapach, smak i siłę.

Jak się zostaje pieśniarzem?
- Dobre pytanie! Najprostsza odpowiedź brzmi: trzeba pisać piosenki. Ale rozumiem, że pytasz poważnie, bo wielu młodych ludzi chciałoby pójść w ślady Kaczmarskiego czy Kazika. Rzeczywiście, nie sztuka napisać piosenkę, trudniej ocenić czy jest ona dobra, jeszcze trudniej pokazać ją szerszej publiczności, a już najtrudniej przebić się z nią do tak zwanego  szerokiego odbiorcy. Każdy przypadek jest inny, nikt nie ma na to patentu. Inna była droga Edwarda Stachury, inna Wojtka Bellona, zupełnie inną wybrał Krzysiek Myszkowski. A jeśli próbować ich porównywać z Sikorowskim, Długoszem lub Grechutą, to wspólne jest tylko to, że trudno o jakiekolwiek podobieństwa. Każdy jest inny, każdy musi iść własną drogą, uczyć się na własnych błędach, zdobywać własne doświadczenia. Trzeba dużo uporu, trzeba pokazywać swoje utwory przyjaciołom, sprawdzać ich reakcje. Nie wierzyć pochlebcom, ale wsłuchiwać się w oddechy słuchaczy, wpatrywać w ich oczy, bo kiedy zalśnią blaskiem - to jest to! Warto słuchać rad mądrzejszych i doświadczonych kolegów, ale wybierać własne drogi i z uporem wierzyć w swoje dzieła.

Napisałeś mnóstwo piosenek, nagrałeś kilkanaście płyt... To chyba znaczy, że osiągnąłeś sukces.
- I tak i nie. Nie jestem artystą popularnym, nie mam poczucia, że moje utwory znają wszyscy ci, którym chciałbym je pokazać, mam zatem spore poczucie niedosytu, niespełnienia. Ale ja lubię ten swój niedosyt, to poczucie, że jeszcze wiele przede mną, bo dzięki niemu mam po co żyć, śpiewać, mam o co walczyć. Osiągnąłem ten etap, że przy ognisku, albo na scenie teatru - nieważnie gdzie – nie jestem zagubiony, przestraszony, najczęściej cieszę się i to bardzo! Czuję się wolny, potrzebny, wiem, że mam coś ważnego do powiedzenia. W tym sensie jestem artystą spełnionym.

Obecnie wiele osób szuka sławy poprzez świadomą prowokację. Celebryci stają się zjawiskiem powszechnym i coraz częściej akceptowanym. Jakie w tej sytuacji powinna być rola artysty?
- Zaplanowałem sobie dawno temu, że będę artystą, który koi, a nie drażni, który leczy, a nie prowokuje. Na świecie jest mnóstwo bałaganu i rozedrganych emocji. Dość jest awangardzistów, postmodernistów, całe tłumy ludzi, których działania mają szokować i burzyć spokój. Ale wszystko może się „przejeść”, nawet to szokowanie. Trochę trudniej znaleźć w sobie miejsce na afirmację i akceptację, a jeszcze trudniej prawdziwą miłość do świata.

Od wielu lat jesteś Dyrektorem Artystycznym Festiwalu „BALLADS OF EUROPE” organizowanego w Niepołomicach. Na tym festiwalu nie tylko sam śpiewasz, ale również zajmujesz się sprawami bardziej przyziemnymi, takimi jak organizacja występów, szukanie sponsorów, negocjacje z wykonawcami. Czy to daje jakiś dystans do spraw sztuki i działalności artystycznej?
- Przyznaję, że jest to trudne zadanie, ale podjąłem się go z pełną świadomością, po części z chęci kształtowania własnego wizerunku i własnej twórczości w tym kierunku. Każdy wie, jak wiele trzeba uporu, żeby swoje marzenia o sobie urzeczywistnić.

Czy chcesz powiedzieć, że rzecz cała polega na konsekwencji, na świadomym dążeniu do raz wybranego celu?
- Człowiek musi mieć jakąś wewnętrzną busolę, jakiś cel, do którego się świadomie, czy podświadomie dąży. Dla mnie było to prawo Boże, wyryte głęboko w sercu i wszystko, co z niego wynika. Dla innych mogą to być wartości wyznawane przez matkę, społeczność. Nie warto ich bezkrytycznie przyjmować, ale i nie można bezkarnie odrzucać.

Co w takim razie powinien zrobić wykonawca, aby zaśpiewana przez niego ballada trafiła do słuchacza?
- Na scenie i w kontaktach z ludźmi widać jak na dłoni, czy ten ktoś jest artystą i człowiekiem, czy tylko… pajacem. Artysta musi być w jakiejś mierze spójny ze swoim dziełem. Widz patrzy nie tylko na dzieło, ale i na wykonawcę. Myślę, że bardzo ważne jest to, aby śpiewać zgodne jest z własnym systemem wartości. Jestem przekonany, że publiczność potrafi odróżnić szczerą interpretację od udawanej. Przeprowadziłem niedawno takie skromne, osobiste resume. Wyszło na to, że jako artysta jestem w 3/4 drogi, mam też pewne osiągnięcia w pozamuzycznej działalności zawodowej. Największym moim sukcesem jest jednak utrzymanie rodziny, wychowanie trójki dzieci i to, że każdemu mogę spojrzeć w oczy. Nie z dumą. Ze spokojem.

Byłeś redaktorem naczelnym jednego z pism ekonomicznych, regularnie publikowałeś w „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku Polskim”, „Życiu Gospodarczym”... Chciałeś przestać śpiewać?
- Nigdy nie przestałem śpiewać, ale przez 11 lat robiłem to głównie w kręgach przyjaciół i moich dawnych fanów.  Mnie samemu to wystarczało, ale wielu ludzi miało do mnie żal, że przestałem tworzyć. Niektórzy wręcz żądali, żebym wrócił do śpiewania. No więc wróciłem…


Czy jesteś pewny, że masz jeszcze szansę, masz coś wyjątkowego do zaproponowania nowemu pokoleniu słuchaczy?
- Ballada jest wieczna. Ten gatunek muzyki, który ja uprawiam, zawsze będzie miał słuchaczy, podobnie jak jazz, kabaret i muzyka klasyczna. Zmieniają się mody, a ludzie zawsze będą śpiewać razem, zawsze będą się zachwycać pięknem i poezją. Będą szukać Krainy Łagodności, Nieba do Wynajęcia, Cudnej Polany, czy jak ją jeszcze nazwą... Oczywiście, młode pokolenia będą się zanurzać w metal, punk, rap, techno, ale każdy kiedyś zechce odpocząć przy balladzie. Jeśli nie dziś, to za parę lat…

pete morton 2009 z1Dziękuję za rozmowę. 

Rozmawiał: Marcin Urban 

 

Paweł Orkisz
Kraków, 10 czerwca 2012

foto: archiwum, Marek Sendek

Pete Morton będzie gościem tegorocznego festiwalu, w sobotni wieczór, 7 lipca 2012.

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009