Dziwny miałem weekend. Pełen zdziwień.
Najpierw, w piątek, dopadła mnie jakaś bolesna przypadłość kręgosłupowa, prawie nie mogłem się poruszać, drętwiała mi lewa noga.
Prędko pobiegłem do lekarza, który przepisał mi jakieś leki przeciwbólowe i rozkurczające, no bo musiałem być na weekend sprawny i w dobrej formie – plany były trochę nawet wariackie:
- najpierw od 18.00 - Częstochowa, kaplica Matki Bożej, mniej więcej do 20.00
- potem prędko przez Kraków do Jaworek k. Szczawnicy, żeby tam zagrać w godzinach 24.00-2.00 w Muzycznej Owczarni, a następnego dnia na świeżym powietrzu, plener, w okolicach stacji wyciągu narciarskiego, już w pełnym składzie.
Musiałem być sprawny i wypoczęty.
Zdziwienie 1:
Zażyłem leki w piątek wieczorem i w sobotę rano, poleżałem trochę z łydkami opartymi na krześle, jak lekarz poradził i... ból minął. Ból kręgosłupa, przesunięty dysk – tak łatwo?
Ale tak było!
Zdziwienie 2:
Organizator tej pielgrzymki, w imieniu której miałem zagrać w kaplicy Matce Bożej, odwołał koncert w sobotę rano. Można u kogoś zarezerwować termin pół roku wcześniej i odwołać go w dzień koncertu? – Widać można.
I tak dobrze, że nie po przyjeździe na miejsce, bo bym się wściekł. Nie mam żalu do organizatorów, bo im paulini pozmieniali plan modlitw w ostatniej chwili, ale pozostał jakis bliżej nieokreślony żal. Gdyby komuś wydawało się, że my, artyści, mamy miłe i przyjemne życie, to ... niech mu się tak już więcej nie wydaje.
Zdziwienie 3:
Nie sprawia mi już przyjemności granie późno w nocy... Do niedawna bardzo to lubiłem. Pamiętam kiedyś, na Skalance, wszedłem na scenę ok. 2.00 w nocy i pociągnąłem koncert do ok. 9.00 rano. To było takie nocne balladowanie, śpiewanie wspólnie z ludźmi. Ale teraz już nie chodzi o, ot, pośpiewanie sobie, byle jak, z byle kim, byle co... Teraz czuję większą odpowiedzialność za to co mówię, co robię, co proponuję, jak śpiewam, jak gramy, jaki płynie z tego wszystkiego wniosek i atmosfera.
Skończyło się beztroskie śpiewanie, zaczęła być ważna sztuka i przekaz artystyczny.
A może niepotrzebnie przejmuję się rolą...? – muszę to jeszcze przemyśleć.
Zdziwienie 4:
Małżeństwo naszych krakowskich dobrych znajomych zostało bardzo ciężko doświadczone.
Siedem lat temu ich jedyny syn, Krzyś, sprawny i wysportowany młody człowiek, uległ bardzo poważnemu wypadkowi podczas jednego z biegów długodystansowych, w których zwykle brał udział razem z ojcem. To nawet trochę dziwna, niezwykła historia... Młody człowiek biegnie, nagle jakaś żyłka pęka w głowie, udar mózgu, niedługo potem drugi, długotrwała rehabilitacja, widoczne opóźnienie w rozwoju, heroiczna walka rodziców o usprawnienie mózgu Krzysia (cała historia: www.krzysgraczyk.pl ). Krzyż.
Straszliwy i bolesny krzyż.
Sens tego wszystkiego jest chyba wyłącznie w takim wielkopostnym spojrzeniu, że oto Chrystus prosi tę rodzinę: - Pomóżcie mi nieść mój krzyż. Bądźcie Cyrenejczykami...
Bo jak inaczej zrozumieć sens tego, co spotkało np. rodzinę G.?
- Nie ma sensu? Nie ma logiki? Przypadek?
- To czemu takie rzeczy dotykają prawie wyłącznie najlepszych z nas?
Niektórzy z nas całe życie przeżywają Misterium Paschalne.
Zdziwienie 5:
Rodzina G., która doświadczyła w tej swojej biedzie wielu gestów pomocy i solidarności od innych, postanowiła od tej pory więcej sama dawać z siebie innym. Zorganizowali, przy pomocy przyjaciół
z Klubu Narciarskiego Yeti oraz z Małopolskiego OZN, imprezę charytatywną pod nazwą „Krzysiek pomaga pomagać”, z której dochód przeznaczono dla dwóch innych niepełnosprawnych.
Czy rodzina G. nie potrzebuje już pomocy? – Ależ potrzebują. Każdy potrzebuje... życzliwości, zrozumienia, uśmiechu, miłości, czasem wsparcia. Ale by branie miało sens trzeba umieć dawać.
Dziwne uczucie, kiedy dowiadujemy się tego od najbardziej dotkniętych przez los.
Zdziwienie 6:
Co to był za koncert, w niedzielę, tuż obok stoku narciarskiego Jaworki-Homole?
Ludzi niewielu, grać trzeba było wesoło, zupełnie nie w naszym, balladowym stylu, po trudnej i długiej nocy... powinniśmy być nie usatysfakcjonowani. A tu radość, gdzieś w głębi.
To był chyba najładniejszy dzień tej zimy!
Sami popatrzcie...
W środku - autor większości zdjęć i organizator: Krzysztof Leonowicz
* * *
Aha! - Pytaliście, kiedy wreszcie pokażę Emilkę.
Przygotowałem małą galerię pod nazwą "Emilka 2012 ", na cześć mojej pierwszej wnuczki!!
Paweł Orkisz
Kraków, 7 marca 2012
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009