Cztery dobre głosy to potęga. Na scenie to coś absolutnie pięknego. Przekonywały nas o tym znane kwartety (Manhattan Transfer, Grupa VOX) i liczne zespoły wokalne śpiewające szanty.
Miałem rzadką okazję do przekonania o tym swojej publiczności, kiedy na początku grudnia prezes jednej z firm zaprosił nas na noworoczne spotkanie firmowe, pod jednym wszakże warunkiem: koncert miał zabrzmieć dokładnie tak jak na płycie "Dno serca".
Nie musiał być tani, ale właśnie tak miał brzmieć. I zabrzmiał!
To naprawdę wcale nie takie znowu trudne, jeśli pracuje się z zawodowcami.
Do pięknego hotelu "Uroczysko" pod Kielcami zaprosiłem więc moich gdańskich muzyków-przyjaciół, śpiewające trio z Krakowa, perkusista był z Kielc, plus ja. Razem 9 osób. O klasie Ronkiewicza, Wódkiewicza, Rzepczyńskiego, czy Artura Jurka nie trzeba przekonywać moich fanów. Znakomicie w nastrój wpisał się młodziutki Karol Krąż na perkusji.
Dla mnie tamtego wieczoru najpiękniejsze, najbardziej urzekające były jednak partie wokalne, błyszczące niekiedy blaskiem w mocniejszych pieśniach i delikatnie kołyszące w pastelowych.
Drugą wokalną gwiazdą wieczoru okazała się Monika Wołowczyk. Zupełnie zasłużenie, bo potrafi ująć publiczność nie tylko znakomitym głosem, ale i ogromną kulturą sceniczną. To duża przyjemność śpiewać z Wami, Moniko, Magdo, Marianie.
Zaśpiewamy jeszcze kiedyś razem?
Jednak..., jeśli komuś się wydaje, że zagranie takiego koncertu to bułka z masłem, to niech sam spróbuje zapanować nad 9 ludźmi, z których chyba każdy jest muzyczną indywidualnością. Ale jak się uda, jest satysfakcja.
Na koniec Prezes Jacek Koźlecki pokazał niebywały gest i klasę.
Zgłupiałem ze szczęścia.
Kraków, 18 grudnia 2010
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009