lc event.05 lce po z gitara
Ostatnio niewiele piszę, bo… smutno mi. Własnym smutkiem nie lubię nikogo zatruwać. Każdy z nas przecież szuka wokół siebie raczej siły i powodów do zadowolenia, niż wieści, które go zdołują. Postanowiłem jednak podzielić się swoim smutkiem, żeby nie zgrywać się na wesołka, albo kogoś, komu zawsze wszystko się układa, komu manna duchowa spada z nieba. Nie zawsze… O moich osobistych problemach nie będę pisał, bo są moje i tak już zostanie.

Gorzej, że w przestrzeni publicznej widzę tyle powodów do smutku, ze aż mnie samego to przeraża. Może źle widzę, może zawsze tak było, albo, co nie daj Boże, po prostu zrzędzę? Weźmy, ot, z brzegu.

1. Awantura na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
Moim zdaniem to wcale nie jest obrona krzyża, bo krzyż jest tu wykorzystywany instrumentalnie, przez ludzi którzy – jak sądzę - walczą o swoją godność. Walczą o to, żeby nie lekceważyć ich opinii i uczuć, nie pomiatać „mocherami”, wiarą starszych ludzi, ich prawem do życia na równych warunkach, pamięcią o prezydencie Lechu Kaczyńskim, wreszcie godnością Polaka. Za te wszystkie wielkie sprawy całe pokolenia szły na śmierć, jak kamienie na szaniec.
A teraz? - Ci „nowocześni Polacy” mają to w pogardzie, zapatrzeni w tzw. standardy europejskie. Naprawdę warto podziwiać tę ogłupiałą, starzejącą się Europę, która sama nie wie czym jest, jakie są jej korzenie i dokąd zmierza?
Szczytny to cel, taka obrona godności i przekonań, ale krzyż tu jest głównie symbolem sprzeciwu, a nie znakiem Chrystusa, miłości, która pozwala się ukrzyżować.
Wydaje mi się, że to miejsce, przed Pałacem Prezydenckim, nie jest miejscem właściwym do postawienia krzyża na stałe. Sam jestem katolikiem i nie pozwolę na całkowite usuwanie symboli religijnych z przestrzeni publicznej, zwłaszcza z tych miejsc, gdzie krzyż ma prawo i powinien być. Są dość powszechne u nas kościoły, kaplice przydrożne, wyznaczone miejsca w szkołach, urzędach, szpitalach, nawet w sejmie. Nie zgadzam się jednak na to, żeby krzyżami dekorować każdą ulicę, każdy plac, każde przydrożne drzewo i każde skrzyżowanie. Nie chcę, żeby cała Polska wyglądała jak Góra Grabarka, święta góra prawosławia w Polsce.

Przed Pałacem Prezydenckim, moim zdaniem, powinien stanąć obelisk (np. w formie porozrzucanych szczątków samolotu), albo jakiś duży głaz z tablicą upamiętniającą poległych polityków. Jako memento dla przyszłych pokoleń ludzi sprawujących funkcje publiczne.
Widzę, że nikomu nie zależy na godnym zakończeniu awantury przed pałacem, która – powtarzam -  nie jest obroną krzyża, raczej jego nadużywaniem, więc… smutno mi.

2. Po wierzchu
Żyjemy w czasach kultury „po wierzchu”. Ba, nie samej kultury, bo i polityki, moralności, religii, miłości, przyjaźni „po wierzchu”. Praktycznie chyba wszystko co robimy, robimy „po wierzchu”, poza jednym wyjątkiem: pracą. Praca musi być serio, bo za inną pracę nikt nie zapłaci. A pieniędzy potrzebujemy, więc harujemy po 10 godzin dziennie, albo i lepiej.

W pozostałym skrawku czasu, z którym i tak zresztą nie bardzo wiemy co zrobić, już wcale nie chcemy być serio, ani prawdziwi. Wolimy zgrywę, wolimy odreagowanie, luz, wygłup, pływanie po wierzchu. Oglądam telewizję i widzę same głupkowate filmiki i kabarety. Patrzę na polityków i spostrzegam, że żadne obietnice nie są dotrzymywane, a najwięcej osiągają w polityce ci, o których nie bardzo wiadomo co chcą osiągnąć, jakie wartości wyznają i dokąd chcą nas zaprowadzić. Przyjaźnie kultywuje się wirtualnie, seks ma być gorący i krótkotrwały. Największą sztuką stało się zadbanie o własne ciało i nałożenie na siebie takiej warstwy makijażu i szmiry, żeby spod niej nie wyjrzało przypadkiem nic prawdziwego.

Mam przed sobą letni (lipiec-sierpień)  numer SUKCESU, kolorowego magazynu dla elit. Temat numeru: Wakacje sex-inclusive. Podręcznik dla pań z kręgu elit, jak wyjechać na wakacje, żeby przez dwa tygodnie do woli uprawiać sex z latynoskimi albo arabskimi młodymi kochankami, bez żadnych późniejszych zobowiązań. Najbardziej zdumiewający był wstępniak red. naczelnej, p. Agaty Daniluk. Pani redaktor przyznaje: miałam mieszane uczucia… Bo z jednej strony… brzmi kusząco. Z drugiej – czy to fair? Z trzeciej – dlaczego nie? Przecież to tylko seks. Bez miłości. A co za tym idzie – żadna zdrada. Podobno tak rozumują mężczyźni. Podobno uważają też, że kobiecie, a zwłaszcza sukcesu nie wolno płacić za seks, bo to przekreśla każdy sukces.
Otóż, droga pani redaktor, sukcesem, życiowym sukcesem kobiety nie jest samo wyjście za mąż, posiadanie dzieci, czy zbudowanie firmy. Sukcesem jest zrobienie czegoś dobrze! Dobre małżeństwo, dobre dzieci, dobra firma.
Wakacje sex-inclusive dla żon, to droga do zbudowania dobrego małżeństwa?

Można na wakacje sex-inclusive patrzeć jak egzotykę, na drogę komuś potrzebną, żeby nie zwariował, albo na obrzydlistwo, proszę bardzo! Ale... mnie jest smutno.

3. Na uboczu
Odwołuję koncert w Kurantach zaplanowany na czwartek, 26 sierpnia.
Zapraszam dopiero 16 września na balladowe "Pożegnanie lata".

Odwołuję ze względu na niewielkie zainteresowanie tymi naszymi letnimi koncertami. Kilkanaście osób – to trochę za mało, żeby z czystym sumieniem poświęcać swój czas, który można wykorzystać na wyjazdy wakacyjne. Pewnie za późno przystąpiliśmy do promocji, niektóre ogłoszenia w Internecie pojawiały się na 2-3 dni przed koncertem, ale... smutne to.
Jakoś nie udaje mi się przebić z moimi balladami do szerszej świadomości.
   

Nawet niepołomicki festiwal mnie samemu podoba się coraz mniej. Mamy publiczność jak są zaproszone gwiazdy; a jak nie ma wielkich nazwisk, to i publiczności niewiele. A ja chciałbym, żeby w Niepołomicach królowała ballada, sama ballada, piękna pieśń, żeby zbierali się tam smakosze tego gatunku!
Od prawie 35 lat piszę i śpiewam swoje pieśni, jestem nawet dość powszechnie szanowany, ale widzę doskonale: działam na uboczu kultury, rozrywki, sztuki. Czyżbym zwykłemu, statystycznemu Polakowi nie miał nic do zaoferowania?

2010 koncerty.kuranty.03 klasaZbliża się 30-lecie NSZZ Solidarność i mnie, podobno „barda” nowohuckiej Solidarności, nikt nie zaprosił na obchody centralne do Gdańska, nawet na obchody małopolskie, do Krakowa. Wystąpi pewnie znowu jakiś Big Cyc, Siekiera, Nergal, Doda i jej młodsze wcielenia, których nazwisk od dawna nie próbuję nawet zapamiętać. Zresztą, zapewnie nie wystąpi nikt z moich kolegów, którzy wówczas pisali i śpiewali piosenki: Kelus, Kleyff, Gintrowski, Filipkowski, Jabłoński, nawet Wójtowicz, Bukała, Bakal.
Mam się wkurzać? – A co to da?

Będę robił swoje, na uboczu. Jestem potrzebny swojej rodzinie, paru ludziom, może Wam? To przecież niemało! Ale, kurczę, smutno mi!


foto: Michał Korta, Jerzy Klasa

Kraków, 20 sierpnia 2010

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009