Z okazji zbliżających się świąt mam dla Was rozpaczliwie smutny, ale ważny temat: powojenny dramat Polaków, zwłaszcza tych, którzy - w sposób absolutnie bohaterski - stworzyli polski ruch oporu.
Długo myślałem, czy ten temat w ogóle poruszać, bo nikt mnie przecież nie przymusza do wyrażania opinii na temat żołnierzy wyklętych. Wygodniej byłoby nie zabierać głosu, zwłaszcza z moimi, dość sceptycznymi poglądami. Ale to jest zbyt ważny temat, żeby go pozostawił bez komentarza autor prawie 50 pieśni o Polsce.
* * *|
Żyjemy w dziwnych czasach, w czasach kiedy nawet do bliskich docieramy przez sieć. Ja poznawałem świat z relacji dziadka, babci, Rodziców, sąsiadów, nauczycieli. Był zwyczaj pytania, rozmawiania o tym co najważniejsze. Standardowym pytaniem każdego małego mądrali było:
- Dlaczego, a po co?
- Dlaczego to, dlaczego tamto?
- Tato, a Marcin powiedział....
Teraz dzieci też jeszcze pytają, choć rzadziej. Ale nastolatki już nie pytają. Na wszystko znajdą przecież odpowiedź w sieci. Najważniejszy krewny to wujek Gugl. Poczyta jeden z drugim odrobinę i już nie potrzebuje rozmawiać z krewnymi i znajomymi. Po co, skoro on wie lepiej? - Wujek Gugl mu powiedział...
Można się z tego natrząsać, ale można także postarać się wrzucić tu właśnie, do sieci to, co ja chciałbym takiemu małemu mądrali, mojemu wnukowi, albo mojej wnuczce odpowiedzieć, gdyby zapytał/a.
* * *

Mianem żołnierzy wyklętych określa się tych Polaków, którzy w 1945 roku, po zakończeniu II wojny światowej, nie złożyli broni i poszli do lasu, żeby w walce partyzanckiej próbować jakoś jednak dalej walczyć o wolną Polskę, kiedy do kraju nad Wisłą wkroczyła Armia Czerwona - wojsko drugiego odwiecznego wroga Polski, "proponującego" Polakom sowiecki ustrój społeczny, tak powszechnie u nas znienawidzony. Była to propozycja nie do odrzucenia, w świetle porozumień jałtańskich. Znikąd pomocy, bo zachodni alianci byli już zmęczeni wojną. I polskie społeczeństwo też było potwornie umordowane wojną.
Sowieci wyłapywali i likwidowali wszystkich tych, którzy z bronią w ręku walczyli z Niemcami. Z oczywistych względów: to byli właśnie ci, którzy mogli im w zaprowadzaniu sowieckiego porządku na ziemiach polskich przeszkodzić. To byli ci, którzy się nie bali, umieli strzelać, umieli się bić, byli honorowi i kochali wolność. Najlepsza, najbardziej aktywna i strzegąca swojej polskości warstwa narodu. Elita. Lecz właśnie dlatego należało ich zniszczyć. Decyzja o ich likwidacji zapadła pewnie jeszcze na długo przed tym, zanim zdecydowali się walczyć z sowieckim okupantem i ich polskimi współpracownikami.
Ci ludzie de facto nie mieli wyboru. Mogli dać się zamęczyć tu, w kazamatach, albo w syberyjskich łagrach, albo walczyć. Walczyć licząc na cud, albo tylko po to, żeby umrzeć z honorem. Więc walczyli. Wyklęci...

Moim szczęściem było to, że w kwestii żołnierzy wyklętych mogłem poprosić o opinię z pierwszej ręki, od mamy i taty, których zapytałem o tę powojenną partyzantkę. Urodziłem się w 1955 roku, a pytałem o lata 1945-46, czyli czasy ich młodości, kiedy mieli po 20 lat! Doskonale im znane.
- Czy powojenni partyzanci byli bohaterami? Czy może drobnymi bandziorami i rzezimieszkami, którzy przywykli do lasu, do przemocy i przeszkadzali w odbudowie kraju tym, którzy chcieli jak najszybciej o wojnie zapomnieć?
Usłyszałem:
- Ani jedno, ani drugie.
Dopytywałem rodziców:
- Dlaczego jednak nie nazwać ich bohaterami? Najlepszymi synami tej ziemi?
Usłyszałem smutne westchnienie mamy:
- Synu, żeby walczyć trzeba mieć regularne dostawy broni i codziennie żywność. Trzeba też mieć gdzie spędzić zimę. A w systemie sowieckim najważniejsza była nie siła wojskowa, czy intelektualna, lecz agentura, sieć tajnych donosicieli do tzw. bezpieki. W naszych stronach było to ORMO, czyli ochotnicza rezerwa milicji obywatelskiej. Powszechny był też strach, że jeśli ja nie doniosę na sąsiadów, to sąsiedzi doniosą na mnie, że nie doniosłem. I pójdę siedzieć, nie dostanę pracy, awansu, możliwości nauki. Nie było aż tak, że wszyscy na wszystkich donosili, ale wystarczy, że co czwarty. SB wiedziała naprawdę wszystko. Reszta była schowana głęboko w sercach. Straszny, odczłowieczający system. Ale skuteczny.
Pewnie, że jacyś chłopcy w naszych, beskidzkich stronach zostali w lesie, ale była to taka żałosna partyzantka. Co mieli jeść? Czym walczyć? W efekcie - wiecznie głodni! - wchodzili nieproszeni do jakichś domów, ale naprawdę po tej wyniszczającej wojnie po prostu nie było tam niczego, nie było żywności, nikt nie miał nawet ziarna... Ludzie chcieli spokoju i chcieli jakoś przeżyć, a ci wkraczali, zabierali resztki żywności, czasem krzywdzili ludzi. Prędko więc bezpieka wszystkich wyłapała.
Tyle relacji moich rodziców.
Wielu z Was ma zapewne swoje relacje, inne, zwłaszcza jeśli dotyczą ruchu oporu w miastach. Ale nie sądzę, żeby były one zasadniczo różne od mojej.

Wszystkim żołnierzom wyklętym od dawna należał się godny pochówek, należała się im dobra pamięć, bo to byli najczęściej dobrzy Polacy, najbardziej aktywni i patriotyczni, tylko... postawieni w sytuacji bez wyjścia.

Ich walka była beznadziejna. Bardziej nawet beznadziejna niż powstanie warszawskie. Tam jeszcze tliła się jakaś nadzieja, tu nie. To byli porządni ludzie, postawieni jednak w sytuacji klasycznie dramatycznej, czyli takiej, w której co by się nie zrobiło, będzie źle, ale nic nie zrobić to wyjście najgorsze, tchórzostwo. A oni tchórzami nie byli. Najgorsze, że zmuszeni byli czasem do krzywdzenia ludności cywilnej. Ale nie zrobić nic? Poddać się bez walki? Cały naród miał się poddać drugiemu, bardziej cwanemu okupantowi bez walki? Moglibyśmy sobie, my-Polacy, bez wstydu spojrzeć w oczy w lustrze historii?

Dobrze, że stanowisko obecnych władz jest jednoznaczne: jakby nagradzając lata wstydliwego milczenia i przemilczania tego tematu, rząd, prezydent i media podkreślają prawo do godności żołnierzy wyklętych.

Ale nie próbujmy dowódców tych skromnych leśnych oddziałów kreować na wielkie postaci w naszej historii. Nie podajmy ich za wzór dla młodzieży. Oby tamten czas się nigdy nie powtórzył. Najlepiej nie nazywajmy ich bohaterami, a jeśli, to tragicznymi bohaterami! Byli jednak dobrymi, może nawet najlepszymi Polakami, zwłaszcza w kontekście walki z najpierw jednym, potem drugim okupantem. Po wojnie postawieni jednak zostali w tragicznej sytuacji, bez wyjścia.

Niech nad ich mogiłami zapadnie pełna zadumy cisza.
Dziękujmy losowi, że tamte, tragiczne i dramatyczne czasy w naszej epoce się nie powtórzyły. W takim natężeniu - nie.
Co roku zapalajmy im świece.
I pamiętajmy...
* * *

wyruszali chłopcy na wojenkę
zostawiali oczu blask
przeżegnane białą chustą ręce
już oddalał czas  (...)

coraz więcej te odejścia znaczą
coraz więcej świec się tli
stygną pod palcami kwiaty
zamienione w gorycz dni   
krzepną nam w pamięci daty
ułożone w polski krzyż

          (Wyruszali chłopcy - z CD Nie zginęła póki my, sł.muz. PO)

Paweł Orkisz
Kraków, 23 marca 2016

Poprzedni artykuł
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009