Słońce na ziemię ogromny już kładzie cień,
a ludziom w tym kraju - jak zawsze - żyje się trudno.
I znów od świtu ze zmierzchem mocuje się dzień,
jakby nie wiedział, że z nocą chce wygrać na próżno.
Bitwa już dawno przegrana, a on - brocząc krwią -
palce zdrętwiałe na szyi zaciska mroku,
jakby chciał wierzyć, że można płynąć pod prąd,
lub choćby wywalczyć na znośnych warunkach pokój.
Nad ranem się role odwrócą i ci co radośni
z rozpaczy wyć będą za nocą, która odchodzi.
Po mokrym ściernisku przetoczą swe wojska zwycięzcy.
Rozbitym w pył już żaden bóg nie pomoże
- więc nigdy do końca! Nie warto kończyć tej walki.
Nie będzie litości, po klęsce nie ma odwrotu.
Zostają polegli w klepsydrach zamknięci na wieki,
w żarnach kurhanów ziemia ich miele na popiół.