Henryk Łatyszew

       Bardzo trudno jest opisać fenomen postaci twórcy, który dla przynajmniej jednego pokolenia Rosjan - dojrzewającego w latach 1970-1990 - stał się nie tylko głosem pokolenia, ukochanym autorem i pieśniarzem, lecz jednocześnie:
    * megagwiazdą pop-kultury,
    * synonimem znakomitej klasy i osiągniętego sukcesu,
    * największym autorytetem moralnym "ponad podziałami" (Lech Wałęsa z pierwszego okresu Solidarności, Jan Paweł II dla Polaków),
    * a może nawet Kimś więcej (pamiętajmy, że w totalitarnej Rosji usunięto Boga z życia społecznego i życia jednostek, choć człowiek pozostał istotą religijną...).
      W dodatku stało się to bez udziału mediów, ba, wręcz wbrew oficjalnej propagandzie, mediom i wydawnictwom. Jak to było możliwe?

      Otóż, kilka lat wcześniej pojawiły się na rynku rosyjskim pierwsze magnetofony kasetowe i ludzie zaczęli wymieniać się nagraniami zdobytymi z różnych źródeł. Wysockiego bardzo długo oficjalnie nie nagrywano, wręcz programowo pomijano, lecz za to z każdego spotkania w mniejszym lub większym gronie wynoszone były prywatne nagrania, pełne niedoskonałości i szumów, które potem kopiowano raz, drugi i setny, aż już nic nie można było usłyszeć oprócz jego zachrypniętego krzyku.
      Ale był to krzyk wolnego człowieka, prawdziwy krzyk, którego nie mogła dosięgnąć cenzura. I ten ochrypły krzyk jak fala wolności, jak tłumiona przez władze plotka lub dowcip, jak grom w powietrzu przed burzą, niósł się przez miasta i gubernie, aż dotarł do Władywostoku i Komi, na Krym i Kamczatkę, do każdego najmniejszego zakątka sowieckiego imperium kłamstwa i obłudy.
      Czy ważne w tych warunkach mogło być to, że Wysocki dość przeciętnie grał na często rozstrojonej gitarze, a w wielu jego pieśniach trudno nawet wysłyszeć konsekwentną linię melodyczną?

      O czym śpiewał?
      Zacznijmy od tego, że miał niesamowitą łatwość pisania genialnych pieśni, na różne tematy. Na stronach www.lib.ru pod hasłem poezja/Władimir Wysotskij można znaleźć skorowidz jego pieśni napisanych w poszczególnych latach. W latach 1964-77 powstawało ich od 32 do 60 rocznie, a w samym tylko 1973 napisał ich ponad 70. Łącznie znamy ponad 1000 jego tekstów i żaden z nich nie wydał nam się błahy.

      Cięły one jak brzytwa wszelkie zewnętrzne skorupy i docierały wprost do serc, do świadomości wszystkich ludzi, niezależnie od ich wykształcenia, pozycji społecznej, wrażliwości i inteligencji. Odwoływały się przy tym do spraw i pojęć najprostszych, oczywistych, powszechnie znanych i akceptowanych, jak wojna, miłość, zdrada, przyjaźń, strach i przerażenie, a jednocześnie na tyle uniwersalnych, by pomieścić całą prawdę o ludzkiej egzystencji, ujętą w tyle różnorodnych metafor, że nie warto nawet ich wszystkich próbować sumować, gdy każdą z nich można rozkoszować się z osobna.
      Do głównych i najczęściej podejmowanych tematów przez Wysockiego należą na pewno wojna (ponad 50 pieśni!), góry, sport, świat zwierząt i przedmiotów, problemy społeczne i pieśni o Rosji, o miłości...
      Na koncertach dosłownie i w przenośni się spalał. Nie oszczędzał się. Kiedy śpiewał... drżało powietrze i płonął świat wokół. Przetykał jedynie najbardziej dramatyczne swoje utwory czymś lżejszym, żeby on sam nie oszalała i żeby jego publiczność nie wyskoczyła z krzeseł. A piosenki żartobliwe pisał przednie i wykonywał je w sposób znakomity (był aktorem!).
      W swoich pieśniach prawie zawsze występował w pierwszej osobie. Każdy bohater jego piosenek był autentycznie i dosłownie Nim. To Wysocki był wilkiem, samolotem, alpinistą, żołnierzem, nawet koniem i czołgiem (w piosence, którą napisał dla Daniela Olbrychskiego, dotyczącej Powstania Warszawskiego).
      Jeden z kompanów z ulicy Balszoj Karietnyj, Wsiewołod Abdułow, napisał w 1989 roku, że otwarcie literackiego archiwum Włodzimierza Wysockiego okazało się odkryciem nawet dla jego najbliższych przyjaciół: "poważne niedokończone utwory w prozie, poemat dla dzieci, scenariusze filmowe oraz ponad dwieście pięćdziesiąt nieznanych utworów poetyckich... Czas poważnych studiów fenomenu Wysockiego dopiero nadchodzi."

      Rosję i Rosjan kochał miłością wierną, choć szczerą aż do bólu, do wykrzyczenia prawdy o swoim narodzie. W pamięci tego narodu szczególne miejsce zajmuje wojna. Czas tysiąca okrucieństw, ale także prawdy i chwały. Każda piosenka wojenna Wysockiego była na tyle autentyczna, że np. weterani wojenni byli przekonani o jego udziale we wszystkich opisywanych przez niego wydarzeniach. Bzdura! Był wtedy jeszcze dzieckiem, ale zazdrościł temu poprzedniemu pokoleniu, że nie mógł być z nimi fizycznie, więc w piosenkach się z nim utożsamiał. Czego zazdrościł? Pewnie tej prawdy i chwały.
      Bo chwały był wiecznie głodny. W pierwszych latach pracy w teatrze na pytanie ankietowe: "Czy chcę być sławny?" - odpowiedział krótko: "Chcę i będę".

* * *
      Dziadek z męskiej linii, Włodzimierz Siemionowicz Wysocki, pochodził z inteligenckiej rodziny i posiadał dyplomy trzech profesji: prawnika, ekonomisty i chemika. Jego żoną była pielęgniarka Daria Aleksiejewna Siemienienko, która nie tylko dożyła dni sławy swojego wnuka, ale i sama była wielką jego fanką. Ojciec, Siemion Włodzimirowicz, absolwent politechniki, łącznościowiec, odbył swoją służbę na froncie od pierwszego do ostatniego dnia wojny, pozostał w wojsku i odszedł do cywila w randze pułkownika. Matka, Nina Maksimowna, pierwsza żona Siemiona, była filologiem języka niemieckiego i kartografem; również pracowała dla wojska.

      Włodzimierz Siemionowicz Wysocki urodził się 25 stycznia 1938 roku w Moskwie na Pierwszej Mieszczańskiej. Ale to inny moskiewski dom, przy ulicy "Balszoj Karietnyj", odegrał znaczącą rolę w jego karierze, rozwoju artystycznym i - niestety - jednak także w staczaniu się w uzależnienie alkoholowe. Towarzyszami spotkań w domu na Balszom Karietnom byli Wasilij Szukszyn, Andriej Tarkowski, Oleg Striżenow, Artur Makarow i in. Każdy z nich zajął znaczące miejsce w twórczości literackiej, teatralnej i filmowej, lecz wszyscy oni - żyjąc na "wysokich obrotach", choć każdy inaczej - odeszli z tego świata zbyt wcześnie.
      Już w szkole Wołodia oświadczył rodzicom, że pójdzie do szkoły teatralnej, lecz na prośbę rodziców, którzy chcieli zapewnić dziecku zawód, z którego będzie można wyżyć, zdał do Wyższej Szkoły Budownictwa. Kiedy jednak na któryś z kolei rysunek techniczny Wołodii spadł kleks, stanowczo oświadczył, że inżynierem nie będzie. Został aktorem, dostał się do bardzo prestiżowego zespołu "Teatru na Tagance", kierowanego przez Jurija Lubimowa, który umiejętnie potrafił wykorzystywać jego pieśni w swoich spektaklach. Wkrótce został największą gwiazdą tego teatru. Grał też w wielu filmach, ale największą jego rolą był tagankowski Hamlet.
      Był niewysokim, szczupłym mężczyzną o dość pospolitych, lecz wyrazistych rysach. Ożenił się dość wcześnie, z Izą Żukową, następnie z Ludmiłą Abramową. Miał z tego małżeństwa dwóch synów Arkadija i Nikitę, ale że ciągle podróżował i już za życia stał się legendą, pewnie niełatwo było z nim żyć. W roku 1968 poznał francuską aktorkę rosyjskiego pochodzenia, Marinę Vlady, obsypywał ją prezentami z iście rosyjskim rozmachem i zdobył jej wzajemność. Ożenił się z nią po raz trzeci, lecz nie chciał wyjeżdżać z Rosji, ona nie chciała tam zamieszkać na stałe.

      Bardzo intensywna praca twórcza i sceniczna, ciągłe podróże, spalanie się na koncertach i alkohol wyczerpały go wkrótce. Zmarł w wieku 42 lat w Moskwie, która okryła się żałobą, a przed Teatrem na Tagance, gdzie wystawiono jego zwłoki ustawiło się w kolejce kilkaset tysięcy ludzi.

* * *
      Spośród wielkiego grona bardów rosyjskich przeciętny Polak kojarzy tylko dwa nazwiska: Bułat Okudżawa i Włodzimierz Wysocki. W takiej właśnie kolejności. Nie tylko dlatego, że Bułat był starszy o 14 lat i jest pierwszym reprezentantem tego gatunku literackiego, którego nazwę najlepiej oddaje w języku polskim termin "piosenka zaangażowana", lub po prostu "pieśń". Pieśni bardów tym odróżniają się od typowych ballad, że są "zaangażowane" w kreowanie określonego obrazu świata. W Rosji bardowie to ci, którym o coś chodzi, coś próbują zmienić, idą pod prąd popularnym trendom i gustom, którzy potrafią wykreować własny, spójny, lepszy świat. Taka jest twórczość Okudżawy i Wysockiego.

      Ich fenomen objawia się i w tym, że wielu młodych ludzi w Polsce na tych piosenkach zaczęło uczyć się języka rosyjskiego. Daniel Olbrychski w książce "Wspominki o Włodzimierzu Wysockim" napisał: "Wszyscy wówczas słuchali tych pieśni, często nie rozumiejąc tekstu do końca... Język poetycki Wysockiego jest, moim zdaniem, dla nie-Rosjanina, trudniejszy niż język Okudżawy, na którym moje pokolenie uczyło się języka rosyjskiego... Sława Wysockiego przyszła później, ale i wybuchła bardzo gwałtownie." Pewnie z powodu trudniejszego języka pieśni Wysockiego nie są tak popularne w Polsce, jak legenda samego Wysockiego i jak pieśni Okudżawy.

      Mamy nadzieję, że ta płyta wypełni pewną lukę w śpiewaniu przez polskich wykonawców pieśni Wysockiego. Dotąd po polsku rzadko można było usłyszeć najbardziej dramatyczne jego pieśni, do których należą ?Obława na wilki?, <>, <>, <>. Częściej śpiewano jego lżejsze pieśni o tematyce sportowej, albo wręcz kabaretowe kuplety, które sam Wysocki traktował jako przerywnik w podstawowym, głównym wątku jego dramatycznego przekazu.

      Paweł Orkisz śpiewa te utwory od kilkunastu lat, a zaczynał w 1987 roku w Czarnej Sali Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Szkoda, że wtedy nie udało się wydać tej płyty. Dziś, dla wielu Polaków zachłyśniętych nowymi europejskimi perspektywami ten krzyk może być mniej zrozumiały. Kiedy jednak człowiek odczuwa głęboko własną totalną bezradność i bezsilność, wtedy zaczyna krzyczeć i ... rozumieć krzyk Włodzimierza Wysockiego.

      Czy przyjdzie nam wszystkim kiedyś doczekać podobnych czasów? - Oby nie.

Henryk Łatyszew, prof. AP w Słupsku
(red. Paweł Orkisz)