Wyjeżdżałem do Grójeckiego Ośrodka Kultury na „Wieczór rosyjski” z pewną niepewnością. Przede wszystkim nigdy tam nie byłem, więc sądziłem, że prawie nikt mnie tam nie zna, nie wie czego się może spodziewać.
Byłem namawiany do śpiewania głównie po rosyjsku, co lubię robić, ale prywatnie. Na scenie mam świadomość, że brzmi to dla ucha prawdziwego Rosjanina po prostu sztucznie. Wreszcie repertuar mam zbyt szeroki, temat był nieokreślony, nie wiadomo co wybrać, na jaki nastrój i charakter koncertu się zdecydować…
Wszystko to okazało się nieważne, niestraszne. Gospodarze, z dyr. p. Grzegorzem Rejerem, okazali się profesjonalistami: sala przygotowana, znakomity człowiek za mikserem, publiczność dopisała (kilkadziesiąt osób nie zmieściło się już na sali kameralnej). Zacząłem na wesoło, prawie biesiadnie – znam sporo takich pieśni rosyjskich, cygańskich, romansów i dumek. Po przerwie Okudżawa, Wysocki, Wizbor… Bisy, uśmiechy, znakomity nastrój, piękne, niebanalne komplementy, no i sporo sprzedanych płyt (prawie 40, na 80 osób!). No i zaproszenie do zagrania tam wkrótce koncertu pieśni Leonarda Cohena.
Grójec zdobyty!
Chociaż do Warszawy mamy długą drogę,
ale przejdziem migiem, byle tylko w nogę!
(Kadrówka)
- co oznacza: jestem coraz bliżej Warszawy!
Najlepsze są małe szczęścia…