na zdjęciu: podczas 4. Ballads of Europe 2009 w Niepołomicach, 19.07.2009
Z ostatniej chwili: - W sobotę, w Nowym Sączu było super! Wprawdzie przesiałem przez sito utwory L. Cohena, żeby zostały tylko lżejsze kawałki, ale wśród 11 utworów koncertowych pozostały Suzanne, Kochałem Cię dziś rano i So long, Marianne - której nie ma na płycie "Dno serca", z refrenem
Now so long, Marianne, it's time that we began
to laugh and cry and cry and laugh about it all again.
I cóż, Marianne, zakończmy ten nasz sen,
by płacz, i śmiech, i śmiech, i płacz...
znów mogły porwać nas.
(So long, Marianne - Leonard Cohen, tłum. PO i Jerzy Menel)
Wielu ludziom się wydaje, że ballady nie nadają się na plenery, że to mało zabawowa muzyka. I tylko od czasu do czasu przychodzi im się dziwić, jak bardzo potrafią rozbawić i rozkołysać publiczność.
To wszystko jest kwestia RAM MUZYCZNYCH, oprawy, aranżacji.
A my jesteśmy chyba dobrymi ramiarzami :-)))
Potrzebna jest świadomość, że nie tylko młodzież chce się bawić, bo i poważniejsi ludzie też. A poważnemu człowiekowi - nawet 20-letniemu - nie wystarczy, pożal się Boże, Madonna, podskakująca i prowokujaca staruszka. Nie wiem, moze się mylę, oceniam wg siebie i np. moich dzieci.
Nas nie bawią głupie prowokacje. Chcemy czegoś innego i umiemy to znaleźć!
Nie zapomnę koncertu z Iwonicza, w lipcu 2007... Występowaliśmy po dość znanym, młodzieżowym zespole KASA (przebój „Ja jestem macho”), kilka tańczących, zgrabnych dziewcząt na scenie, gorące rytmy i… chłodna publiczność. Patrząca na nich jak na małpki w ZOO. No super, pomyślałem, ale my zaraz po nich, w skromniutkim 3-osobowym składzie, z gitarą klasyczną i basową w tle. Damy radę?
Od pierwszych taktów ta iwonicka publiczność pozwoliła się rozkołysać, rozśpiewać, rozbawić. Po godzinie znakomitej zabawy dałem się nawet namówić do zaśpiewania „Koni narowistych”, po których, oczywiście, zachrypłem i … straciłem głos. Poprosiłem więc publiczność, żeby sama zaśpiewała sobie następną piosenkę – chyba „Jarzębinę czerwoną” – i zaśpiewali, a co?!
Po czym wszystko wszystko wróciło do normy i głosu starczyło mi jeszcze na kilka bisów. Niezapomniany koncert za który bardzo dziękuję Wójtowi Iwonicza i kochanym Świstakom.
Niezły był też koncert podczas „Święta miodu i wina” w Przemyślu 2008. To chyba dobry zestaw: popołudniowy koncert balladowy i wieczorny młodzieżowy…
W każdym razie przypominam sobie o tym, bo wkrótce zagram kilka koncertów plenerowych, na które bardzo się cieszę:
1. Najpierw dwa z pieśniami L. Cohena
- 15 sierpnia, Nowy Sącz, Rynek, ok. 20.15
- 16 sierpnia, Kielce, ogródek DŚT, ok. 18.00
2. Potem dwa razy moje autorskie pieśni turystyczno-biesiadne
- 29 sierpnia, Olsztyn (k. Częstochowy), na Przeglądzie Twórczości Abstynenckiej
- 30 sierpnia, w Kielcach, podczas Maratonu Piosenki Turystycznej
A w dalszej perspektywie szykuje się jeszcze kilka innych…
– Ballady w plenerze?
– No, jak nie, jak tak!?
Dosyć tego ukrywania się, wychodzimy z podziemia!!!)
Kraków, 12 sierpnia 2009
Poprzednio