maleciche2009Kto zawsze tylko żył w pustyni,
niechaj nikogo ten nie wini,
że nie podniosą się rozpacze
i tylko nad nim kruk zakracze. 

Kto się nie imał ludzi sprawy
ani się wcielał w ból ich krwawy,
niech nie narzeka ten spod ziemi,
że ludzie nad nim idą niemi. 

Kto kochał tylko wichr i skały,
od skał i wichru li ma prawo
żądać, aby go żałowały,
kiedy pod zimną legnie trawą.
                       (Kazimierz Przerwa-Tetmajer) 

Kiedyś, we wczesnej młodości, wpadł mi ten wiersz w oczy szukające - gorączkowo i zachłannie - fajnej poezji. Dość prosty w formie, naiwny, niekonsekwentny w poetyce, no bo nie wiadomo czy ludyczny, czy wyrafinowany w metaforach, ale przejął mnie na wskroś jakąś prawdą ukrytą w głębi.
Przejął na tyle, że napisałem do niego melodię i śpiewałem sobie. Sam, dla siebie. Miałem 16 lat i mieszkałem w maleńkim robotniczym miasteczku, to niby komu miałem śpiewać? - Moi koledzy śpiewali w najlepszym wypadku Yesterday i Hey Jude, a większość pasjonowała się sportem i seksem, jak dziś. A tu taki niepozorny i zakręcony, staromodny i wręcz „cuchnący Polską” i prowincjonalnością wierszyk.
Wiecie co w nim teraz widzę? – Jedną z najważniejszych prawd życia.  

Chodził ten wiersz za mną miesiącami, zwłaszcza kiedy odchodził od nas ktoś bardzo nam bliski, jeden z najważniejszych. Mój Ojciec.
Najpierw odchodził psychicznie, skłócił się z nami, odciął od kontaktów z wnukami, synową, a relacje ze mną, jedynym synem, ograniczył do ostatecznego minimum. Potem odmówił przyjmowania pokarmów i gasł powoli, z rozpaczą, ale i hardością w sercu.
Pamiętam, jak moja Mama nawet w ostatnich swoich godzinach jeszcze pytała co u wnuków i u nas. Ale Tato już wiele lat wcześniej reagował zniecierpliwieniem na próby opowiadania o naszych problemach i sukcesach: - „To wasze sprawy, żyjcie jak umiecie.” Nie miał przyjaciół, nie utrzymywał serdecznych kontaktów z całą rodziną, żył w swoim dość dobrze poukładanym i starannie pielęgnowanym świecie, ale sam. Sam!!!
Nie interesowały go sprawy innych ludzi, jego dewizą było „nie mieć z nikim nic”. Najpierw próbowałem z nim walczyć, potem już tylko go kochałem. Na próżno?
Kto zawsze tylko żył w pustyni… 

Sięgnąłem ostatnio po Kazimierza Brandysa „Miesiące 1978-1981”, jego dzienniki zaczynające się od rozdziału „Październik”. Pierwsze słowa: „Był to okres jałowy…” Potem coś o chorobach, o lekturach, o samotności i rozpaczy, o zabijaniu czasu. „Zabijać czas to jedno z najmądrzejszych powiedzeń ludzkości. Zabijając czas odwracam uwagę od tego, że czas mnie zabija i jeśli nie mam nic do zabicia czasu, czas mnie zabije wcześniej i okrutniej.”   „Agorafobia, choroba lęku przestrzeni jest powszechnie znana, ale nie zdarzyło mi się usłyszeć o kimś cierpiącym na chronofobię, na lęk czasu. Iluż ludzi ukrywa tę chorobę, ilu przygłusza ją w sobie, zagadując grozę przemijania…” itd.

Mądre, ale… Doczytałem do jakiejś 70. strony, do grudnia’78 i mam już serdecznie dość. Brzydzę się tym buksowaniem w miejscu, oczywiście w sensie intelektualnym. Jak to możliwe, żeby żyć w świecie tak przeraźliwie pustym? W październiku 1978??
Czy to nie 16 X 1978 Karol Wojtyła został papieżem? Przez nas wszystkich przeszedł wtedy nowy, ożywczy prąd, impuls. Szalał KOR, SKS, opozycja podnosiła głowy, poeci pisali coraz odważniejsze pieśni, Polska rwała się życia, a ten… zabijał czas.
Kto zawsze tylko żył w pustyni…
Smutny, gorzki, lecz niesamowicie mądry wiersz. 

Jak mam Bogu dziękować za to, że dał mi taką inność, odrębność, osobność? Że kiedy moi koledzy słuchali Lokomotiv, Led Zeppelin, Rolling Stones, ja znalazłem „jakiegoś Tetmajera” i takim niepozornym wierszykiem karmiło się moje serce?
Mam zatem swoją inność, ale bardzo będę uważał, żebym nie został w niej sam. Bo od takiego poczucia odrębności może być krok do samotności, odrzucenia otoczenia. Dlatego odwiedzam swoich przyjaciół, czasem nawet bez wcześniejszej zapowiedzi. Dlatego żyję sprawami swoich dzieci i żony. Dlatego w końcu piszę dla Was te teksty i utrzymuję bliskie relacje z Wami, z którymi dzielę swoją miłość do ballad.
I jeszcze jedno.

izapatrysDziękuję, panie Tetmajer. 

Kraków, 8 maja 2009 

(foto: podczas długiego pobytu w Małym Cichym ja grałem koncerty, a babcia z wnukiem szaleli na wycieczkach i wyciągach…
)

poprzednio pisałem