W latach 1986-89 przebywałem kilka razy po 2-3 miesiące w Niemczech, gdzie przez pewien czas grywałem na ulicach Monachium (i kilku innych miast), albo pracowałem fizycznie, jako gastarbeiter. Byłem sprzątaczką, pomocnikiem murarza i sztukatora, a nawet kucharzem!!!
Za zarobione przez 2-3 miesiące niemieckie marki, już po opłaceniu wszystkich kosztów, mogłem w Polsce utrzymać swoją 4-osobową wtedy rodzinę przez około rok. My to mieliśmy przelicznik!
Potem, kiedy po wejściu Polski do Unii, otwarto granicę i wyjechać mógł dosłownie każdy, mogliśmy z pewnym pobłażaniem traktować tę nową falę polskiej emigracji. Wtedy najbardziej trzeba było się nakombinować, żeby w ogóle wyjechać.
W trudnych losach współczesnych emigrantów odnajduję wciąż te same problemy i odczucia, jakie towarzyszyły nam: tęsknota, zniechęcenie, uleganie skrajnym emocjom. Pokrzywione ludzkie losy, porozbijane rodziny, utrzymywanie sie z trudem na powierzchni, albo euforia i szczęście z małej stabilizacji.
Rzadko podczas tych wyjazdów udawało mi się pracować twórczo. Ciężka harówka nie sprzyja pisaniu.
Był jednak jeden taki krótki okres, kiedy napisałem na kilku kartkach 9 krótkich wierszy, każdy o czymś innym. Niedawno je odnalazłem. Niesamowite, że jest w nich jakaś prosta, niemal fizycznie odczuwana prawda, postanowiłem więc nie zmieniać prawie nic (jeden pisany jest wyraźnie na rauszu:-))).
Zapraszam do lektury - Wiersze „niemieckie". Może się mylę, ale w całości składają się na pewien zamknięty, dość wszechstronnie przedstawiony obraz. Nic tu nie trzeba dodawać, dopisywać, ubarwiać. Tak było, tak żyliśmy…
Pamiętam z jaką złością, zawziętością je pisałem.
Pasja twórcza? - A może wściekłość na zakłamany i nieporadny, socjalistyczny świat, w którym zamknięte było moje życie. Ta złość kierowana była podświadomie w stronę Niemców, bo niby czemu oni żyli w tak diametralnie innych warunkach? Zmieszana była z podziwem dla ich porządku, spoza którego jednak wyzierała dulszczyzna.
w ogrodzie łąka pełna mleczów
żółtych z zazdrości
gdy dotknąć językiem soku z łodyżki
piecze
nie próbuj dotrzeć do wnętrza
za dużo goryczy
mlecze nie mają własnej grządki w ogrodzie
nikt im ziemi nie przekopał
nie podlewa nie nawozi
to je skazuje na rolę chwastu
ogrodowego imigranta
(z wiersza - Mlecze)
wasza elegancja ma smak ciepłej krwi
boli jak wspomnienie z lagru
(z wiersza - Elegancja)
Nic mnie tam jednak złego nie spotkało, wprost przeciwnie, poznałem wielu wspaniałych ludzi. Nie do nich skierowane były moje ówczesne emocje, stąd współczesne postscriptum.
W maju będzie sporo okazji do spotkań, z których najciekawsze wydają się być:
- w Rzeszowie, 8 maja, podczas II Nocy Biblioteki Uniwersytetu Rzeszowskiego, ze względu na późną porę i na pewno wyjątkową atmosferę
- w warszawskim Teatrze Roma śpiewać bedę Nohavicę (wraz z innymi) - 11 maja
- w Małym Cichym k. Zakopca - piosenki o ptakach i pieśni patriotyczne (3o.04 i 3.05)
Poza tym w Kurantach to i owo, gdzieś tam otworzymy sezon żeglarski, komuś uświetnimy konferencję...
Zob. Terminarz
Kraków, 23 kwietnia 2009
poprzednio pisałem