List otrzymałem, po ostatnim koncercie pieśni Bułata Okudżawy.
Tak, tym samym, o którym pisałem, że małe było nim zainteresowanie. Jak przypuszczałem, ostatecznie publiczność wypełniła niewielką salę Kurantów prawie w pełni, bo to moje ostatnie zaproszenie było dość dramatyczne.
Grało nam się znakomicie, a jedynym zgrzytem był dość ostro wstawiony Rosjanin, sympatyczny  .. do czasu. Domagał się, żebym śpiewał po rosyjsku. To może nawet był jakiś tam komplement dla mnie, bo... skoro tak dobrze mówię po rosyjsku, to czemu, u licha, nie śpiewam tak, żeby on, Rosjanin, wszystko rozumiał? Przecież to pieśni Okudżawy, też Rosjanina, bądź co bądź.
Wtedy dość stanowczo poprosiłem, żeby się przesiadł do tyłu, więc towarzyszące mu dwie panie, go w końcu zabrały i zrobiła się piękna przestrzeń...
A list p. Moniki Rosiek publikuję, bo wielu z Was, mieszkających daleko od Krakowa, będzie mogło się poczuć tak, jakbyście byli na tym koncercie.

"Dzień dobry w niedzielny poranek. 

Zacznę od tego, że moja fascynacja Okudżawą sięga czasów późnej podstawówki, czyli końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Kawał czasu. Winylowe płyty i adapter "Bambino 3" i ta fascynacja… Trwa, nie zmienia się. Odkrywam na nowo, zamyślam się, wyciszam, łagodnieję... Ciągle nowe inspiracje, nowe przemyślenia, zaskoczenia czasem.

Wczorajszy koncert w Kurantach przeniósł nas w ten świat ciepłej mądrości, refleksji nad sensem codziennego życia i nad tym, co być może i odległe (któż wie komu pierwszemu "z kraja"?), ale na pewno nieuchronne. Nad czasem, gdy ziemia, która tyle razy usuwała się spod stóp, ostatecznie uleci. Lecz w końcu wraca. I niebieska jest.
Pańskie tłumaczenie „Balonika” odzwierciedla to, co już jako mała dziewczynka przeczuwałam, potem jako osoba dorosła pojęłam i nazwałam. Wszystkie nasze dramaty, bo uważam, że zarówno uciekający dziewczynce balonik, jak i porzucenie, samotność… - to są dramaty w podobnym wymiarze, wszystkie one po prostu się zdarzają i musimy je przeżyć, a potem przychodzi śmierć, i niebo, i spokój. Wszystko nieważne. Balonik wraca i niebieski jest.
W pieśni o "Trzech siostrach" na zakończenie ostatniej zwrotki Bułat używa dwóch słów opisujących ten kredyt, jaki każdy z nas dostaje. Najpierw "otkrywajut posliednij kredit dla mienia", a potem, w powtórzeniu ten kredyt jest już "bessrocznyj", czyli bezterminowy, bezzwrotny. Wydaje mi się, że to jest istotne, że było ważne także dla autora, skoro tak właśnie napisał. Ten ostatni kredyt zaciągany u Wiary, Nadziei i Miłości zawsze jest już bezzwrotny, już nic nie może się zdarzyć tu i teraz, już nic nie możemy zrobić, zabiera nas stąd ostatni, niebieski trolejbus. Jak Pan sądzi?

„Balladę o otwartych drzwiach” poznałam dzięki Pana płycie i w Pana tłumaczeniu. Piękna. Dziękuję. Pierwsze co mi się skojarzyło, to otwarte serca i ramiona, otwarte na oścież dla tych, którzy potrzebują naszego domu, żeby wejść, napić się, zjeść, wyspać, porozmawiać. Żeby mogli zwyczajnie odpocząć. Niech nasze domy będą dla innych, spokojem, bezpieczeństwem. W skojarzeniu z Rosją tym bardziej to mi się nasuwało. Natomiast spojrzenie z drugiej strony - nie zamykajmy się, gdy nam jest źle - w ogóle mi nie przeszło przez myśl, aż do czasu wczorajszego koncertu. Ciekawe, co na to psychologia… :)?

Napisał Pan na swojej stronie, że "Okudżawa w odwrocie". No żal, bo przecież ciągle jest aktualny, ponadczasowy, ważny, mądry. Czyżby nikomu nie potrzebna była już taka mądrość w dzisiejszym, płytkim, byle jakim świecie? Zostało nas niewielu, którzy potrafią się zasłuchać w Słowo? Tym bardziej trzeba się trzymać, żeby nie zgubić się w zalewie papki, "głośnej, wrzaskliwej, a nic nie znaczącej". I tak Szekspir mi się też tutaj wkradł :))

I trzeba się trzymać tego, co ma wartość. Duma, a nie buta, patriotyzm, a nie szowinizm, radość, a nie pusty, ale za to głośny rechot, gościnność, ale nie bezgraniczna, zdecydowanie, ale nie bezczelność, tolerancja, ale nie brak godności.

W sobotni wieczór mieliśmy szansę zobaczyć, jak grzecznie, ale zdecydowanie należy powiedzieć "da swidania". To też cenna lekcja, Panie Pawle. W moim odczuciu dla nas, Polaków, wszystkich razem i dla każdego z nas z osobna. Cieszę się, że mogłam tam być, że był tam Marek i przede wszystkim, że był tam mój syn. On słucha Okudżawy, Kaczmarskiego, Wysockiego, Pawła Wójcika (przy okazji polecam go na „proszoną scenę")... no i Orkisza słucha. To dobrze, że tak jest. Tak myślę.

Serdecznie pozdrawiamy i do zobaczenia i zasłuchania na jeszcze wielu koncertach.

Monika, Marek i Krzysztof"

Kraków, 16 września 2012

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009