2013 kuranty1
A my sobie gramy w "podziemiu", w krakowskich Kurantach.

Najpierw o tym, że naszą nową płytę 2CD „Żeglarskie impresje” możecie nabyć po prostu pisząc
do mnie mail na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..

2013 kuranty2
* * *
To o czym chcę dziś napisać można sformułować różnie, bo można uderzać w wielki dzwon trwogi, jak w tytule, a można tak spokojnie i delikatnie, leciutko, w dzwoneczek: - Dzyń, dzyń, dzyń! Obudźcie się!

Wiem, że zawsze lepiej jest delikatnie i spokojnie, ale cóż, ja taki bywam rzadko. Lubię wyrażać swoje racje dosadnie. Najbardziej nie lubię, jak ludzie coś szemrzą pod noskiem, a potem mówią:
- A nie mówiłem?!

- Otóż nie! Nie mówiłeś, nie uprzedzałeś, nie ostrzegłeś.
Ja wolę wyrazić swoje zdanie, nawet lekko wątpliwe, głośno, co najwyżej zastrzec, że to wyłącznie moje zdanie, albo moje wątpliwości.

Zatem chciałbym wyrazić moje bardzo dosadne oburzenie proporcją pomiędzy ilością piosenek śpiewanych po polsku, napisanych przez polskich twórców, a ilością piosenek angielskich w polskich rozgłośniach radiowych.

Na pewno każdy kiedyś zrobił sobie taki mały rajd po stacjach radiowych, zwracając uwagę na język i kraj pochodzenia słyszanych piosenek. PR1, PR2, PR3, PR4, a także Zet, Eska, RMF, ze swoimi odmianami… Wszystkie te polskie rozgłośnie nadają głównie angielskie piosenki. Czy to nie dziwne?
Będąc blisko granicy czeskiej, można polatać po czeskich rozgłośniach, podobnie blisko granicy niemieckiej, podczas wakacji we Francji, czy Włoszech… Przypominacie sobie? Wszędzie nadają głównie piosenki rodzime, śpiewane we własnym języku. Tylko nie u nas. Czy to nie dziwne?

Zaczęło się ponoć niewinnie: od audycji poświęconych piosenkom rockowym Jurka Skarżyńskiego, w Radio Kraków, od wrzutek Marka Sierockiego w Teleexpresie, od Piotra Kaczkowskiego i innych tuzów radiowego muzycznego. Oni w swoich autorskich audycjach przybliżali nam to, co się dzieje w muzycznym świecie poza granicami zamkniętej wówczas Polski. To było wtedy fajne. Ale potem poszło już po całości: cała armia ich następców, w dużym nadmiarze, sprzedanie agencji fonograficznych zachodnim koncernom, playlisty w rozgłośniach układane pod te agencje…
No i nie ma polskich piosenek. Zastąpiły je nie tylko genialne utwory z kręgu muzyki anglosaskiej, ale także często zwykły anglojęzyczny chłam.

Niedawno podróżowałem sobie nocą i słuchałem audycji Hirka Wrony w „Trójce”. Sparodiuję go, bo szczegółów nie próbowałem przecież zapamiętać:
- Słuchajcie ludzie! Sensacja. W mieście A, w Stanach, obchodzi dzisiaj 80-lecie powstania legendarna wytwórnia płytowa o nazwie B, która popchnęła naprzód całą muzykę światową, bo jako pierwsi nagrali takich wykonawców jak: C, D i E. Menedżer F tak to opisuje, krytyk G podkreśla… Posłuchajcie takiego niesamowitego kawałka H, potem I. Napisał go legendarny J, który grał w zespołach K, L i M.
Słuchałem chyba przez pół godziny, niczego nie rozumiejąc, nie potrafiąc powtórzyć ani jednego nazwiska, ani jednego tytułu, a piosenki były tak miałkie i byle jakie, że mi się na wymioty zebrało i wreszcie zmieniłem stację.

Taki Hirek Wrona to legenda, znakomity dziennikarz i guru młodych radiowców. To dlaczego mnie zemdliło? No i dlaczego z tych, które wymieniał, nie znałem żadnego nazwiska, tytułu, ani piosenki?
Dlaczego wątpię, żeby te wszystkie fakty, zdarzenia i rocznice były takie legendarne i ciekawe? Bo sądzę, że wziął jakieś amerykańskie czasopismo muzyczne, i na żywca, na bezczelnego czytał artykuł jakiegoś ichniejszego, lokalnego krytyka, który – jak każda sójka – swój ogonek chwalił. Tylko co nam do tego???

Ja naprawdę wolałbym posłuchać jak to pewien Andrzej Korycki z Żyrardowa spotkał się z Dominiką Żukowską, zaprosił ją do wspólnego śpiewania, a potem napisał pioseneczkę „Plasterek cytryny i ja”. Albo, że jest, żyje sobie w Szczecinie, taki gigant jak Jurek Porębski, który pisze niesamowite kawałki, ma ponad 70 lat i rzadko lata samolotem, bo ma żonę Helenkę i nie chce mu się. Ale jak gdzieś przyjedzie, to pachnie morzem i marynarzem na milę.

No, ale Korycki i Porębski, ani żaden polski wykonawca, choćby i rockowy, nie podniecają kierowników muzycznych rozgłośni, ani Hirka Wrony, bo nie piszą o nich X w magazynie Y wydawanym po amerykańsku.

Panowie!
Jesteście grabarzami polskiej kultury i polskiej piosenki!!

Miotła, łopata i czarny garniturek, tak powinniście się fotografować.
- Smile, please!

Zastanówmy się, jakie to niesie konsekwencje:
1. Tantiemy – dostają zachodnie firmy fonograficzne i zachodni twórcy. Ale to znaczy również, że nie dostajemy ich my, ludzie piszący po polsku, tworzący polską kulturę.
A jeśli nie dostajemy, to… nam się zwyczajnie nie chce pisać. Nie warto. Nikt tego nie widzi, nie docenia, klepiemy zwyczajną biedę. Wiecie, ilu ja znam autorów fajnych piosenek, którzy już dawno tego nie robią, nie piszą nic nowego? Całe mnóstwo. Ludzie uciekają od tego zawodu, bo się nie opłaci. Zostają geodetami, architektami, w najlepszym razie muzykoterapeutami, albo sprzedawcami. Gdyby zostali w zawodzie i pisali polskie piosenki, to staliby się sfrustrowanymi dziwakami.

2. Kultura polska – zamiera. Język banalnieje.
Nie warto pisać po polsku, tworzyć nowe metafory po polsku, występować z polskim repertuarem. My, ludzie śpiewający po polsku, stajemy się skansenem, wymierającym gatunkiem. Język polski używany jest coraz rzadziej i to wyłącznie do celów praktycznych, komunikacyjnych. Coraz mniej ludzi go ubogaca, coraz więcej kaleczy.

3. Poczucie wspólnoty narodowej zanika.
Zaczyna być obciachem występowanie wyłącznie z polskim repertuarem. Śpiewanie polskich piosenek jest wstydem, no chyba, że między kilka zagranicznych wplecie się coś z Niemena, Grechuty, czy Kofty.
Młodzi dostają do ręki argument, że bycie tu i teraz jest obciachem, wstydem. Przyznawanie się do własnych korzeni jest plamą. No, chyba, że się to powie po
angielsku, z londyńskim akcentem. Z angielską flegmą na ustach...

Gośćmi wieczoru byli: znakomicie śpiewający kpt. Andrzej Brońka, niegdyś solista uniwersyteckiego zespolu "Słowianki"...
2013 kuranty3
... i Krzysztof Filus, szef firmy Orange Studio, gdzie ta płyta została nagrana.
2013 filus4

* * *
Ale co w zamian?
Co takie umiłowanie kultury muzycznej angielskiej nam, społeczeństwu polskiemu, daje?
Na czym korzystamy?
Lepiej poznajemy kulturę angielską i amerykańską?
– Ejże! A nie wydaje się Wam, że co najwyżej poliżecie trochę tej kultury? Przez szybkę, przez ocean.

Staniecie się żałośni, bez korzeni, bez przeszłosci, bez szacunku dla polskości i polskiej tradycji, nawet w jej najpiękniejszych przejawach.
Za to z łopatą, miotłą, w ślicznym czarnym garniturku!

A my sobie będziemy grali nasze „podziemne” koncerty, w takich miejscach jak Pub Kuranty.

2013 kuranty 5
Fotografie z koncertu prezentacyjnego naszej nowej płyty: 2CD "Żeglarskie impresje" - Marek Sendek.

Paweł Orkisz,
Kraków, 18 XII
2013

Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009