Leśniczówka w Chorzowie? W sercu Górnego Śląska?
Wiem, brzmi to trochę jak żarty, a do 1 kwietnia jeszcze dość daleko.
Zacznę kwieciście...
O tym, że w Chorzowie mają piękny park wie cała Polska, od dawna. No więc, w tym dużym, pięknym parku może przecież być leśniczówka. Jest i to nawet niejedna. Ale fajnie, że gospodarze miasta i parku nie urządzili tam galerii handlowych, albo galerii leśniczówek, ani nie zbudowali tam kolejnych knajp pod wdzięczną nazwą "Zacisze", albo "Leśniczówka", tylko są 2-3 ustronne miejsca, gdzie postawiono domy z bali, gdzie jednak dba się o wyjątkowy nastrój, wzorem porządnych leśniczówek.
Można w nich biesiadować, pić wódkę (jeśli ktoś musi...) i cieszyć się zapachem drzew i drewna. Myślę, że dawni towarzysze partyjni, dawne elity społeczne, po to właśnie wybudowały te leśniczówki. Żeby oni sami mogli się zabawić w znakomitej atmosferze. Dziś czasy się zmieniły, ludzie się zmienili, elity się zmieniły i sam park się zmienił, ale parę rzeczy jednak się nie zmieniło.
01 lesniczowka zespol
W jednej z chorzowskich leśniczówek, pod nazwą "Leśniczówka", nadal panuje wyjątkowy klimat, czuć zapach lasu i spotykają się ELITY. Tylko inne elity. Nie partyjne, nie biznesowe. Społeczne, intelektualne, współczesna cyganeria...
Ludzie tu nie piją wódki, tylko upajają się znakomitą muzyką, w jaką oprawiane są współczesne pieśni i ballady.
Tu się wdycha metafory i przebywa w oparach poezji.
Najlepszej poezji, bo podawanej przez najlepszych polskich pieśniarzy, sięgających z kolei do twórczości największych światowych bardów, takich jak Cohen, Nohavica, Okudżawa, czy Dylan.

Czytam sobie to, co napisałem powyżej i myślę: jak łatwo można świat podkolorować, ubarwić... A przecież prawda jest, jak zawsze, surowa. Prosta jak ociosany bal.
Czasem gorzka jak samotność.
Trudna jak orka na ugorze.
Skomplikowana, jak wielokrotnie ponawiane próby zorganizowania czegoś fajnego i nagle... strzał, i jest! Wyszło. Uff! Udało się. No to powtórzmy to może jeszcze raz.

Prawdą jest np. to, że gdyby nie pasja jednego człowieka, Marka Łukaszczyka - wspartego przez jego własną rodzinę, to fakt niezaprzeczalny - to by w tej właśnie chorzowskiej "Leśniczówce" nic oryginalnego się nie działo. Może działyby się imprezy takie same jak wszędzie gdzie indziej: muza prosta, głośna, proste panienki, smętni dżentelmeni i napalone chojraki.
A tak, raz na jakiś czas podjeżdżają pod "Leśniczówkę" wcale nie jakieś wypasione fury, tylko zwyczajne, dość przeciętne samochody, w dość dużej ilości. Wysiadają z nich zwyczajni ludzie, którzy sami w sobie nie są wcale jacyś tacy specjalnie piękni. Są w raczej poważnym wieku, na pewno nie siuśmajtki i zasiadają na widowni. Oni piękni staną się dopiero za chwilę, kiedy oczy im zaczną błyszczeć, a wargi lekko drżeć.
Kiedy zaczną śpiewać z wykonawcami.

A wykonawcy dość nieufnie z początku odnosili się do oferty Markowej, że może by przyjechali do Chorzowa i zagrali w jakiejś leśniczówce. No bo, sorry, ale leśniczówka, podobnie jak schronisko, to małe to to, zadymione to to zazwyczaj i nawet nie dymem z papierosa, ale oparami z kuchni, tłoczno, gwarno, tu się jakaś kobitka przeciska z herbatą, a tam jakiś Borys polewa... Może gdzieś i tak właśnie jest.
02 lesniczowka
Tu, w Markowej leśniczówce odbywa się "Markowe Granie".
A markowe, jak sama nazwa wskazuje, to nie byle jakie, tylko markowe właśnie.
Wysmakowane, porządne, dbające o markę.
No, więc to Markowe Granie, o czym osobiście zaświadczyć mogę, pięknie się rozwinęło w tej chorzowskiej leśniczówce, tak, że u niego jest prawie ciekawiej niż w niejednym teatrze. Mają już na rozkładzie i Grześka Bukałę, i Adama Drąga, i Wolną Grupę Bukowina, i Czerwonego Tulipana. Same tuzy balladowej czołówki w Polsce.
03 lesniczowka
Każdy lubi do nich przyjeżdżać, bo nie wiem jak oni to robią, ale znają większość piosenek zapraszanego pieśniarza i z nim śpiewają.
Może nie wszyscy. Ale było w moim przypadku kilku takich, którzy mogliby mi podpowiadać słowa moich piosenek, gdybym zapomniał. A to kiedyś może mi się przydać! :-)))))))))
Śpiewają cudnie, głośno, melodyjnie. Trochę trudno ich zadowolić, bo nas np. nie chcieli wypuścić po 4 i pół godzinie grania. No, obłęd jakiś.
05 lesniczowka
04 lesniczowka
Zagrali już ponoć ponad 50 wieczorów, obrośli we własną stronę internetową, własny profil na FB, własnego kronikarza, fotografa, Bóg wie co jeszcze. Na pewno teraz już do nich byle kto się nie dostanie, byle kogo nie zaproszą. W końcu spotykają się jedynie tylko jakieś 10-13 razy w roku.
Urodziło się miejsce kultowe:
"Markowe Granie" w "Leśniczówce" w Chorzowie.
* * *
Tak skomentował nasz występ Gospodarz wieczoru:

Kolejny magiczny wieczór za nami. Tym razem mogliśmy wspólnie pośpiewać z Pawłem Orkiszem. Okazało się że nazwanie Pawła "chodzącą grającą szafą" piosenek w naszych klimatach znalazło pełne potwierdzenie na scenie Leśniczówki. Obszerny koncert składający się z trzech części w pełni zadowolił zebraną licznie publiczność, zwłaszcza że trzeci set stanowiły piosenki na życzenie. Paweł, jak zawsze w dobrej formie, dodatkowo był wspierany przez świetnych muzyków; duże brawa dla Jarka i Piotrka. Dziękuję wszystkim uczestnikom tego spotkania za kolejny wspólnie spędzony wieczór. Było cudownie.

Pozdrawiam

Marek

Krzysiek Kasperczyk, który pełni rolę leśniczówkowego wierszoklety, popełnił był wiersz, który włożył mi do ręki, jak drogocenny kamień.

Był raz koncert w „Leśniczówce”, wykonawca dostał brawa...

Ale dziś będzie prywatnie, choć felieton ważna sprawa.

Powiem jeszcze tylko tyle, żeśmy często brawo bili

gościom, którzy „Leśniczówkę" rozkołysać potrafili.

Paweł Orkisz - wraz z zespołem - koncert dali wyjątkowy:

nowa płyta, coś z Cohena, był też secik kolędowy,

a na koniec burzył ciszę wyczekany „koncert życzeń”.

To jedyne takie trio – Pawła głos, Jarka klawisze,

Piotra biegłość na gitarze - ja odpływam gdy ich słyszę.

Lecz śpiewanie zaprawione szczyptą smutku było jednak,

bo z kimś takim, jak On, Cohen, trudno się na zawsze żegnać.

* * *

Pora teraz na prywatę - koncert dla mnie wyjątkowy,

Paweł bowiem znaczy dla mnie tyle, co kamień milowy.

 

Pierwsza mila była w nogach: pieśni z rajdu i ze szlaku,

„Księżycówa” wykrzyczana przy ognisku na biwaku,

były Piostur i Podzamcze, gdzie po nocach się śpiewało,

jak pamiętam, to śpiewania tego zawsze było mało;

był i „Pociąg”, i „Przechyły” w środku nocy wyśpiewane,

i „Kopuły” dreszcz budziły gdzieś pod Gorcem na polanie.

 

Potem przyszły nowe czasy, przyszły nowe doświadczenia,

z nim uczyłem się rozumieć i Wołodię, i Cohena.

Z czasem przyszły też „Kuranty”, dawniej nie do pomyślenia,

- Turystyczna pieśń pod dachem??? - Jednak życie ludzi zmienia.

Polubiłem więc to miejsce, przekonany snem proroczym,

że nieważne gdzie się śpiewa, jeśli ma się śpiewać o czym.

 

Paweł kilka lat już śpiewa, ja o pesel go nie pytam,

bo tym, co najbardziej cieszy, jest kolejna jego płyta.

Czekam więc z niecierpliwością, w końcu młody jestem (duchem),

o czym jeszcze będzie śpiewał, jakim mnie zaskoczy ruchem.

Chociaż czas nie stoi w miejscu, chociaż wiele się zmieniło,

to od nowych lepsze jest, że nie rdzewieje stara miłość.

 

K.K.

Wygląda więc na to, że nie rdzewieję. Na złość wszystkim moim upartym wrogom!!
Dziękuję, Krzyśku :-)))

07 lesniczowka
Paweł Orkisz, 16 lutego 2017

foto: 1 - Marek Łukaszczyk, pozostałe - Piotr Morytko

 06 lesniczowka
Poprzedni artykuł
rok
2017, rok 2016, rok 2015, rok 2014
rok 2013, rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009