siedmioramiennyWypowiadanie się na temat stosunków polsko-żydowskich jest w Polsce niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo komu i w jaki sposób można się narazić. Rozsądni ludzie więc milczą, albo bardzo, bardzo uważają na słowa. A mnie przestało się chcieć uważać na słowa.
Dzisiaj np. na wp.pl czytam tytuł: „Czerpanie zysków z holokaustu było w Polsce normą”.
???
Nie wytrzymałem, mam dość chamskiego obrzucania nas błotem.
* * *
Kilka dni temu
oglądałem program Tomasza Lisa z udziałem pp. Grossów, siedzących dość wygodnie w studio w Nowym Jorku, widocznych na ogromnym ekranie. Prowadzący program bardzo, bardzo uważał, żeby nie urazić żadnym komentarzem, ani zbytecznym słowem swoich nowojorskich gości, co zrozumiałe.

Ale cały program był w swej wymowie obrzydliwym kłanianiem się w pas komuś, kto - siedząc sobie w komfortowych warunkach - zarabia duże pieniądze na opluwaniu współczesnej Polski, za domniemane winy poprzednich pokoleń Polaków.
Tak to odbieram. A konkretnie: tak odbieram
uogólnienia i oceny obecne prawie na każdej stronie książek Grossa.
Przykro mi, że muszę to wyrazić publicznie, ale brzydzę się nie tylko panem Grossem, ale i zbyt grzecznym traktowaniem takich inwektyw, epitetów i oskarżeń, kiedy zasługują głównie na pogardę, na godną i zdecydowaną odpowiedź, albo przynajmniej na łaskawe przemilczenie.

Jestem myślącym człowiekiem, więc dużo myślałem nt. kwestii zarzucanego nam przez niektóre środowiska antysemityzmu Polaków, rozpytywałem wokół i mam swoje zdecydowane zdanie w tej sprawie. Wynika ono zarówno z mojego osobistego doświadczenia życiowego, jak i przede wszystkim z rozmów ze śp. Rodzicami i przedstawicielami pokolenia pamiętającego jeszcze czasy przedwojenne i okres II wojny światowej. 

Zacznę od siebie i swojego pokolenia.
Nigdy, w najmniejszym stopniu nikt z nauczycieli, rodziny, ani ze starszego pokolenia nie wszczepiał mi pogardy, ani niechęci do Żydów.
Pochodzę z Andrychowa, oddalonego od Oświęcimia (Auschwitz) niecałe 30 km. W andrychowskim społeczeństwie, które zapamiętałem od początku lat 60. dominowało przerażenie faktem, że „ludzie ludziom zgotowali taki los”. W szkole, kościele, rodzinie, powszechne było współczucie, litość i przerażenie tamtymi strasznymi czasami.
Po wojnie w naszych stronach Żydów w ogóle nie było. Skąd tacy chłopcy, jak ja, mieliby czuć jakąś złość, czy żal do Żydów? Obłędny jest już sam pomysł.
Znacznie później, podczas studiów w Krakowie zetknąłem się z kilkoma Żydami i Żydówkami (Marina, Denis…), z którymi łączyły mnie stosunki koleżeńskie, a może nawet przyjaźń? Moje widzenie świata, moja poezja, zbudowane są na Biblii, w tym również na Starym Testamencie, na wierze w Jedynego Boga. Mieliśmy wiele wspólnego. Mam nadzieję, że będę ciągle spotykał i przyjaźnił się z wieloma Żydami.  

wrogosc.jpgMyślę, że bardziej znaczące były rozmowy z moimi Rodzicami, dla których doświadczenia wojenne stanowiły najważniejsze, bo młodzieńcze doświadczenia życiowe. Ojciec nawet pracował w Auschwitz, jako jeden z wielu robotników, skierowanych przez andrychowski Arbeitsamt do pracy
w brygadzie budowlanej, jako cieśla. Wielokrotnie opowiadał mi o okropnościach tamtego czasu. Co wynikało z tych rozmów?
Przede wszystkim ogromne upodlenie wszystkich bez wyjątku, skrajna nędza, głód
i przerażenie tym, co im samym może przynieść przyszłość. Także przekonanie
o ogromnej sile III Rzeszy, o doskonałej organizacji ich machiny wojennej.
Łatwo teraz komuś, siedzącemu w wygodnym fotelu ferować wyroki na temat ludzi, którzy przez miesiąc na obiad jedli zupę ugotowaną na jednym buraku pastewnym i jednym ziemniaku i nie wiedzieli, czy jutro i tego wystarczy. Gdyby komuś takiemu powiedziano, że gdzieś, na jakimś polu w pobliżu, może być zakopany kawałek chleba, to przekopałby całe pole! A cóż dopiero kawałek złotego zęba, albo złoty pierścionek, za który można by kupić porządnych obiadów dla całej rodziny na cały miesiąc!

Ale wróćmy do moich rozmów. Wielokrotnie, na różne sposoby, czasem nawet podstępnie starałem się wysondować Rodziców: może jednak z tymi Żydami było coś nie tak, może jednak… w domyśle: cieszyliście się z tego pogromu Żydów?
Po iluś tam razach, może kiedy wspomniałem coś o polskim antysemityzmie, albo po prostu kiedy uznali, że dorosłem, odpowiedź brzmiała mniej więcej:

- Przede wszystkim współczujemy ich strasznemu losowi, bo to straszne, ale…
- Ale co? Przedstawcie mi całą prawdę, bez ogródek! – prosiłem.
- Ale jednak, słyszało się takie opinie, że Hitler jedno dobrze zrobił: pozabijał Żydów.
- Jak tak można? Kto tak mówił?
- Niektórzy, bardziej zawzięci.
- A dlaczego zawzięci? – dopytywałem.
- Bo przed wojną na naszych terenach istniała naturalna wrogość między Polakami i Żydami.
- Jak to: „naturalna wrogość”?
- W okolicach Andrychowa, Wadowic, Kęt, w całej Galicji Zachodniej, przed wojna mieszkało bardzo wielu Żydów, może nawet jakieś 30% mieszkańców miast i to oni stanowili najbogatszą, najbardziej wykształconą i najlepiej ustosunkowaną grupę ludności. Byli właścicielami większości domów, sklepów, warsztatów rzemieślniczych, gabinetów lekarskich, kancelarii prawniczych. Mówili dość pogardliwie do Polaków: - Wasze ulice, nasze kamienice. Stosunki między oboma grupami narodowościowymi układały się źle, nieprzyjaźnie, i to nie tylko z winy Polaków. Raczej z winy Żydów, bo to ich religia każe traktować wszystkich innych jako gojów, jako coś gorszego, jako gorszą kategorię ludzi. To nie Hitler i nie naziści pierwsi wprowadzili podział na „nadludzi” i „podludzi”. To jest podział zaczerpnięty z praktyki judaizmu.
No to się wkurzyłem i mówię:
- Przecież Polacy mogli się uczyć, żeby zdobyć jakiś dobry zawód, mogli budować domy i zakładać warsztaty. Nie trzeba zazdrościć, lecz samemu brać się do roboty. 
Usłyszałem, że jestem naiwny.
- Przed wojną, jeśli ktoś urodził się biedny, to biednym umierał. Nie było możliwości wyrwania się
z kręgu biedy. Nie mógł zdobyć wykształcenia, ani zawodu, jeśli nie miał pieniędzy. Np. żeby chłopak mógł zostać stolarzem, albo szewcem, rodzice musieli płacić majstrowi za naukę. I to nie mało. Tylko bogatszych na to było stać. Po dwóch latach nauki, chłopak zostawał czeladnikiem i wtedy już nie trzeba było nikomu płacić, pracował za to kolejne 2-3 lata bez wynagrodzenia. Dopiero potem mógł starać się o papiery rzemieślnicze, ale jaka była gwarancja, że egzamin zda?
Studia na medycynie, czy na prawie? Kogo było stać na wysłanie dziecka do Krakowa, opłacenie czynszu, czesnego, książek i jedzenia? W naszych stronach ludzie utrzymywali się z tego, co wyrosło na ziemi i wyrosło w stajni, a gospodarstwa były rozdrobnione, większość chłopów gospodarowała na 3-5 hektarowych gospodarstwach, a rodziny były często wielodzietne, po sześć, osiem, a niekiedy kilkanaście dzieci.

Bieda nie tłumaczy uczuć wrogich, złośliwych, nie tłumaczy zwłaszcza donosicielstwa.
Ale ta sama bieda plus straszne restrykcje – kara śmierci za ukrywanie Żydów dla całej rodziny! – tłumaczą już prawie wszystko.
W moim pojęciu tłumaczą nawet złośliwą Schadenfreude, radość z tego, że ci, którzy przez lata uważali się za lepszych, teraz oto sami doświadczają poniżenia i pogardy.
To wstrętne uczucie, z którym warto walczyć, w imię chrześcijańskiego miłosierdzia, albo w imię piękniejszego człowieczeństwa, choćby tak, jak walczyli moi śp. Rodzice.
Ale nie wszystkich stać na heroizm.

Tyle wspomnień z mojej, rodzinnej przeszłości.
Ani Rodzice, ani ja nie byliśmy i nie jesteśmy antysemitami.
* * *
W kwestii polskiego antysemityzmu mam jeszcze do dodania dwie ważne sprawy.

kwiat_placze.jpgPo pierwsze – wymordowanie polskiej inteligencji przez niemieckiego i rosyjskiego okupanta, a wcześniej przez zaborców.
Często w lokalnych społecznościach,
w małych i dużych grupach społecznych ścierają się dwie tendencje, dwa poglądy, dwie postawy. Gdyby istnieli naturalni liderzy, którzy prezentują odpowiedni poziom moralny i społeczny, mają odpowiednią pozycję i szacunek reszty, wtedy może przeważyć bardziej szlachetna opcja. Wszystkich takich naturalnych liderów wyławiali i zabijali od 200 lat kolejni nasi ciemiężcy. Tamtego biednego
i zgnojonego narodu nie wolno porównywać
z obecnym polskim narodem, który przez ostatnie 65 lat życia i pracy w pokoju zdołał już się odrodzić, również w sensie biologicznym, wytworzyć nowych liderów
i nowe grupy o niezwykłej szlachetności.

Po drugie – antypolonizm Żydów.
Nie widzę powodu roztrząsania naszych, polskich win względem Żydów, czy kogokolwiek, jeśli z drugiej strony nie widać nawet cienia chęci uczciwego porozumienia. Nie widać prób znalezienia w sobie jakiejś części winy za przedwojenną „naturalną wrogość” między środowiskami polskim i żydowskim. Naprawdę, kochani Żydzi, nie macie żadnej winy w budowaniu murów między naszymi narodami?
* * *

Na pytanie: Czy czerpanie zysków z holokaustu było w Polsce normą? - odpowiadam:
- Bzdura! Zysk jest pojęciem ekonomicznym.
W tym przypadku można raczej mówić o zbieraniu resztek z niemieckiego stołu. Nie przypadkiem pokolenie wojenne i powojenne nauczone było szanować każdy okruch chleba, każdą cegłę, każdy kawałek rozbitej szyby.
Tak, Polacy zbierali każdy cenny drobiazg i wykorzystywali każdą okazję, żeby w czas wojny przeżyć, a po wojnie zdołać odbudować swój kraj ze zgliszcz. Zbierali resztki pozostałe po Żydach
i każde inne resztki, żeby z nich zbudować swoją przyszłość.
A kto miał to zrobić? I z czego mieli cokolwiek odbudować, skoro była rozpaczliwa bieda? Tonący brzytwy się chwyta, a głodny poszuka każdej sposobności, żeby zdobyć kromkę chleba i przeżyć.

Próba oceniania kwestii żydowskiej w Polsce z nowojorskiej perspektywy brzydzi mnie szczególnie.

Kraków, 11 stycznia 2011
fotografie: Jerzy Klasa

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009