Skończył się 7. Europejski Festiwal Ballady  "Ballads of Europe" - Niepołomice 2012.
Ostatnim akordem był spektakl balladowo-teatralny pt. "ARUE - tako rzecze Kaczmarski", w reżyserii Jakuba Perkowskiego, wyprodukowany przez Agencję Artystyczną GAP. Piękne widowisko, które bardzo chcę zobaczyć jeszcze raz, tym razem na filmie.

Zanim opracujemy relacje i przygotujemy fotki, minie kilka dni.
A tych, którzy w tych dniach nie  przyjechali do Niepołomic, chcę zapewnić: jest czego żałować!!!

BE2012.paleczny.po w altanie
fot. sceneria sobotniego koncertu...

Jedna z pań nadesłała mi spisane swoje reminiscencje z całości, ze wszystkich dni. Najważniejsze, że są one całkowicie szczere i pozbawione np. mojej własnej chęci zareklamowania tego wydarzenia, zachęcenia Państwa do odwiedzenia Niepołomic.
Pani MR napisała o swoich odczuciach (publikuję za zgodą autorki listu):

Dzień dobry Panie Pawle!

Przez trzy popołudnia, wieczory, a nawet można powiedzieć: noce, słuchaliśmy, oglądaliśmy, śpiewaliśmy ballady. Niepołomicki festiwal "Ballads of Europe" uważam za udany, chociaż - jak to na festiwalu - bywały momenty lepsze, gorsze i fantastyczne.
Piątkowy wieczór nieco mnie rozczarował. Pod szyldem muzyki latynoamerykańskiej spodziewałam się chyba innych rytmów i stąd pewnie ten lekki zawód. Moja wina. Ale było i zabawnie, i ogniście, a Pani Beatriz z Wenezueli okazała się wulkanem pozytywnej energii! Ballady mają to do siebie, że zawierają jakąś fabułę, nieznajomość tekstu jest poważnym zubożeniem utworu. Dobrze, że starała się nam opowiedzieć, przynajmniej streścić tę fabułę.

Sobotnie występy młodych balladzistów, chociaż poprawne, nie zrzuciły czapek z głów, ale niech próbują. Wszystko przed nimi!
Edyta Geppert była klasą sama w sobie, komentarz zbyteczny. Najbardziej podobał mi się występ Peta Mortona i wspaniałe wykonanie, w duecie z Panem, ballady "
Kocham się w Emily Dickinson
" - kapitalny eksperyment.

BE2012.paleczny.pete w altanie
Poza tym facet śpiewał po angielsku, więc był  przystępny tekstowo, dodatkowo panna Natalia streszczała fabułę każdej ballady. Z jedną gitarą.... Super. 
Zresztą nocne balladowanie w Niepołomickim parku trwało, jak Pan najlepiej wie, do 2.15 w nocy i nie czuło się ani senności, ani znużenia, ani upływającego czasu... - dla ludzi w pewnym wieku to rzecz bezcenna
Mrugnięcie. Bawili się zresztą w pełnej komitywie młodzi, i mniej młodzi, i jeszcze mniej młodzi. Stan ducha był widocznie jednolity.

Wczorajszy, ostatni dzień festiwalu poświęcony był Jackowi Kaczmarskiemu. No cóż... występy młodych ludzi tym mniej mi się podobały, im bardziej oddalali się od oryginału. Oczywiście, cały czas mówię tylko we własnym imieniu!!! Niekiedy wystąpowało nie tyle zjawisko nadinterpretacji, co chyba raczej chyba niezrozumienia, chociaż do kwestii "co autor chciał powiedzieć" zawsze należy zachować zdrowy dystans... Mnie się narzucał komentarz: "Tak nie wolno", ale ja już jestem zramolała i być może „nie kumam bazy”.
Wystawa poświęcona Kaczmarskiemu, zatytułowana "Obok" zupełnie do mnie nie przemówiła. W zasadzie byłam przekonana, że trafiłam na jakiś performance, nie tylko nie związany z Kaczmarem, ale nawet luźno z nim nie skojarzony. Być może jest to kolejny dowód na przepaść międzypokoleniową, albo na różnicę, poważną różnicę w budowie zwojów mózgowych (Pan zważy, że nie wartościuję czyje zwoje pracują lepiej i skuteczniej. Stwierdzam tylko różnice w budowie, na tyle duże, że uniemożliwiają kompatybilność.)

Wieczorem obejrzeliśmy spektakl. Przygotowany z rozmachem, grą świateł, innowacyjnością, hukiem i tańcem... dość daleko od Jacka siedzącego z gitarą, przed jednym reflektorem. Krzysztof, mój osiemnastoletni syn, był zdegustowany. Fascynuje go Kaczmarski od drugiego (sic!) roku życia i nie tego się spodziewał chyba. Marek, mój facet, o ile dzień wcześniej bawił się wspaniale, niedzielnym spektaklem był zwyczajnie zmęczony, a ja? Ja...różnie... niektóre wykonania kapitalne, niektóre słabiutkie, niektóre udziwnione do granic mojej wytrzymałości. Ale zdzierżyłam.

Filozoficzne powiastki autorstwa 16-letniego Kaczmarskiego czytał Globisz; ciekawe spojrzenie na rzeczywistość tak młodego człowieka (Kaczmarskiego, nie Globisza), ilustrowane plastycznym komentarzem, rzuconym z komputera na duży ekran, czytane przez zawodowca, były mocnym punktem spektaklu. A raczej maleńkimi punkcikami, niczym wartościowe, barwne kamyczki na drodze... Słowem - najbliższe mojej duszy były po prostu ballady, wykonane z gitarami, z tekstem zrozumiałym nie tylko od strony językowej, ale także zwyczajnie - technicznej. Muzyka ma być tłem, a nie zagłuszaczem. Dobrze jak jest z dykcją wszystko w porządku, a jak jeszcze dołożymy ciepły głos... Rozmarzyłam się. W każdym razie nie uważam czasu spędzonego w Niepołomicach za czasstracony, chociaż pewien niedosyt się był wkradł.

Kupiliśmy Pańską płytę i słucham sobie od rana polskiej wersji "Kocham się w Emily Dickinson". Z rozmarzeniem... a to wiele.

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia za rok, jak Bóg da! (niechby dał!)
Monika Rosiek

Na stronach festiwalu takiej relacji nie zamieszczę, z wiadomych względów. Pewnie chętnie poznaliście Państwo, ot, taką relację "z boku".

Sam o festiwalu myślę zupełnie inaczej. Myślę, że wszystkiego było w sam raz.
Pogoda super. Tylko w niedzielę musieliśmy przerwać koncert na ok. 15 minut, ale ponieważ zdążyliśmy zobaczyć konwencję spektaklu i pierwsze piosenki nas zaciekawiły, to nikt nie wyszedł, wszyscy spokojnie poczekali i juz po chwili wiadomo było, że będzie cudnie. Niesamowicie.
Piątek leniwy, spokojny, bo to były bossanowy, ale takie... balladowe.
Sobota magiczna, cudna, w parku. Nastrojowa, liryczna, ciepła, śpiewna.
Niedziela ostra, innowacyjna, ciekawa, perfomatywna, niepokojąca, ale barwna, bogata, trochę szalona.

Jestem szczęśliwy, a w ogóle to przyszło mi głowy, że to jest Festiwal Szczęśliwych Ludzi.
Po jednej i po drugiej stronie sceny.
Napisałem to z dużej litery, bo jeden z widzów festiwalu składając mi gratulacje podkreślił:
- Panie Pawle, to już jest festiwal przez duże "F".

Pani Moniko, dziekuję za szczerość. Najfajniejsze jest to, że pozostał w nas pewien niedosyt, pragnienie, potrzeba... Jak my wytrzymamy cały rok? Ja juz powoli zaczynam tęsknić... Bo jestem pewien, że w przyszłym roku spotkam się z większością Państwa znowu!

Na koniec fotka, która mnie ubawiła.
BE2012.paleczny.faceci marza

Śpiewamy z Petem, ale ... obydwaj mamy śmiesznie zamknięte oczy.
Faceci też czasem marzą wspólnie. Wtedy odwracają się od siebie...


Paweł Orkisz
Kraków, 9 lipca 2012

foto:
Toni Paleczny

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009